Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 maja 2012

Straszne historie- Marit cz.10

z internetu.

Sporo czasu minęło od poprzedniej misji. Darek w ogóle nie dawał znaku życia, a Kaśka miała ważniejsze sprawy. Szwendając się przez te spokojne dni z jednego miejsca na drugie, załatwiając różne nudne sprawy, wciąż myślałam o zadaniach, tęskniłam za następnym i wolno uświadamiałam sobie, że to jest to, co chcę robić. Że do niczego innego się nie nadaję, mimo tego, iż są one takie trudne. Dlatego w wolnych chwilach, gdy tylko znalazłam czas, czyli prawie cały czas, uczyłam się zaklęć i przeglądałam księgi od Darka. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że zdarzają się zadania indywidualne. A to właśnie przytrafiło mi się kilka dni po misji na starym zamczysku.
Tego dnia bardzo późno ułożyłam się do snu. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, szukałam różnych ciekawych zajęć, przejrzałam księgę, którą prawie znałam na pamięć, w końcu postawiłam na zwykłe oglądanie telewizji. Szczerze mówiąc, bałam się iść spać, bo przez cały wieczór towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Może to tylko takie wrażenie, ale miało obezwładniającą siłę, toteż spać poszłam dopiero grubo po północy. 
Zasnąć jednak nie było mi trudno. Ledwie przyłożyłam głowę do poduszki, a już byłam pogrążona w śnie. Sen miałam bardzo niespokojny. A to nie działo się bez przyczyny.
Gdy się ocknęłam, otaczała mnie ciemność. Z początku myślałam, że po prostu wciąż jest środek nocy. Wtedy jednak uzmysłowiłam sobie, że wcale nie jestem w swoim łóżku, nie leżę pod kołdrą, ale z każdej strony, bardzo blisko, otaczają mnie deski. Jak się okazało, miałam też na sobie zwykłe ubranie, poszukałam więc w kieszeniach i znalazłam pudełko zapałek. Szybko zapaliłam jedną z nich, ale jeszcze szybciej ją zgasiłam.
Ku mojej wielkiej zgrozie, deskami okazała się zwykła drewniana trumna. Z mocno bijącym sercem spróbowałam podnieść wieko, ale ani drgnęło. Od razu poczułam duszności, brakowało mi powietrza. Krew pulsowała w skroniach, zaczęłam cała drżeć, wiedziałam, że ogarnia mnie panika. Nie panując nad sobą zaczęłam wrzeszczeć i walić pięściami w wieko. Trwało to jednak krótko. Zaczęło boleć mnie gardło, dłonie piekły, panika ustąpiła. Znieruchomiałam zrezygnowana. 
- Ale wdepnęłam – szepnęłam cicho.
Wreszcie mogłam racjonalnie myśleć. Wzięłam kilka głębokich oddechów, potarłam twarz dłonią i zaczęłam kombinować.
Cisza. Ta cisza, która ogarniała wtedy wszystko, była najgorsza. Już lepsze były moje wrzaski, choć takie żałosne... Ale musiałam ją znosić, bo jak inaczej można by się zastanowić? Milczałam więc, kombinując. Czekałam, myślałam, czekałam, próbowałam otworzyć wieko, czekałam, myślałam, czekałam... Nie wiem, ile tak leżałam czekając na Bóg jeden wie co, gdy nagle po prostu straciłam przytomność.
Wtedy obudziłam się z krzykiem. Był już ranek, przyjemne słońce zalewało mój pokój, a ja leżałam we własnym łóżku pod ciepłą kołdrą, z resztkami snu na powiekach. Wypuściłam powietrze i ukryłam twarz w dłoniach.
- Ale koszmar... – powiedziałam sama do siebie.
Nagle otoczyły mnie czyjeś ramiona. Poczułam nagą klatę na ramieniu i czyjeś usta przy uchu.
- Już dobrze, jestem przy tobie...
Zesztywniałam. Wolno z wahaniem opuściłam dłonie i odwróciłam głowę w bok. Spojrzałam w błękitne oczy Darka i otworzyłam buzię, by coś powiedzieć, ale nim zdążyłam się odezwać, wpił się w moje usta. 
Oderwałam się od niego i zeskoczyłam z łóżka. Zobaczyłam, że mam na sobie jedynie moją najładniejszą koronkową bieliznę, którą dostałam od Kaśki. Gdy Darek zaczął błądzić zamglonym wzrokiem po moim ciele, zerwałam poduszkę i zszokowana zaczęłam zakrywać się nią. Zaskoczony, w samych gaciach, wstał z łóżka i podszedł do mnie.
- O co chodzi? – zapytał marszcząc brwi. Chciał mnie objąć, ale odsunęłam się. – O co chodzi? – powtórzył.
- Co... ty tu... robisz? – wyrzuciłam z siebie na wydechu, co musiało wyglądać niezbyt inteligentnie.
Darek przyjrzał mi się uważnie.
- Śpię z tobą? – odparł ze śmiechem i przytulił mnie mocno. – Och, Marit, daj spokój!
Odsunęłam go od siebie na wyciągnięcie ręki.
- Mogłabym to samo powiedzieć do ciebie.
- Żartujesz teraz?
- Nie.
Przymrużył oczy podejrzliwie, po czym zaczął się śmiać.
- Dobrze, niech będzie po twojemu!
Wziął mnie na ręce nim zdążyłam się zorientować, o co chodzi i rzucił mnie na łóżko. Chwilę potem leżał już na mnie.
- Chcesz powtórki, tak? – powiedział przyciskając swoje usta do moich.
Odchyliłam się i zasłoniłam mu usta dłonią, żeby więcej nie robił tego, co robił. W głowie huczało mi od myśli. Bardzo interesujących, trzeba podkreślić, typu: „Czy on leci sobie ze mną w kulki?”. Nie wiedziałam, co o tym sądzić, ani choćby co robić w takiej sytuacji. W ogóle nie wydawało mi się to rzeczywiste, ale ostatnio niewiele rzeczy w moim życiu jest rzeczywiste.
Skrzywiłam się i rzuciłam mu zniesmaczone spojrzenie.
- Niczego nie chcę powtarzać i złaź ze mnie! – warknęłam, na co on zareagował automatycznie.
Darek przetoczył się na bok, by mnie uwolnić. Zerwałam się z łóżka, złapałam koszulę, która leżała na podłodze obok łóżka, chcąc ją ubrać, by zasłonić bieliznę, po czym usiadłam na krześle przy biurku. Długą chwilę tylko gapiłam się na niego, prawie nagiego, starając to sobie jakoś ułożyć. 
- Czy my...? – zaczęłam nie do końca pewna, jakie pytanie chcę ułożyć.
- To ty nic nie pamiętasz? – zapytał i usiadł na krawędzi łóżka. W świetle słońca jego klata i idealnie wyrzeźbiony brzuch były aż za bardzo widoczne, ech!
- Eee... To ja tu zadaję pytania! – powiedziałam głupkowato.
- Proszę bardzo, pani kapitan – odparł, odchylając się do tyłu i prezentując wspaniałe mięśnie.
Potrząsnęłam głową, żeby zebrać się do kupy. Boże, przed czym ja się bronię?
- Czy tej nocy coś... 
- Tak.
Krótko, zwięźle i na temat. Ukryłam twarz w dłoniach.
- Nie mogę uwierzyć, że nie pamiętasz – zaczął mówić Darek, kiedy ja pogrążałam się w rozpaczy. – Zwłaszcza, że tak krzyczałaś, gdy...
- Dość! – przerwałam mu, łapiąc oddech. Wstałam i ruszyłam do łazienki. – Mógłbyś mi chociaż oszczędzić szczegółów...
W łazience stanęłam przed lustrem i długo obserwowałam swoją twarz. Ciężko było mi w to wszystko uwierzyć, zrozumieć to. Jak mogłam się z nim przespać? Jak mogłam w ogóle dopuścić do takiej sytuacji?... Jednak było w tym wszystkim coś, co nie dawało mi spokoju.
Przez chwilę wydało mi się, że moja twarz ma zatarte kontury. Jakby znikała. Gdy chciałam przyjrzeć się jej dokładnie, do łazienki wszedł Darek. Stanął za mną i klepnął mnie w tyłek. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- I jak? – zapytał, wolno przesuwając dłonie po moim brzuchu. – Już uporałaś się z tym koszmarem? – Przyłożył brodę do mojego ramienia. - Możemy kontynuować?
W lustrze widziałam odbicie jego twarzy. Przez moment wydawało mi się, że w jego oczach widzę żółty błysk, ale trwało to zbyt krótko.
Spróbowałam ściągnąć jego ramiona z siebie, ale przytrzymał mnie mocno. Rzuciłam mu pytające spojrzenie. Przycisnął mnie mocno do siebie, jedną ręką odgarnął moje czarne włosy, po czym przyłożył usta do mojego ucha, szepcząc:
- Może być jeszcze gorzej – ledwie dosłyszałam, jakby ten ktoś, kto w ogóle już mi nie przypominał Darka, bał się, że zostanie usłyszany przez nieodpowiednie osoby. Szarpnęłam się, ale tylko przycisnął mnie mocniej, aż poczułam ból od uścisku na brzuchu. W lusterku zobaczyłam rosnące czarne pazury u jego dłoni. – Mogę sprawić, że to wszystko będzie jeszcze trudniejsze... Chyba, że...
Spojrzałam mu w oczy, które już nie były błękitne.
- „Chyba, że” co? – zapytałam twardo.
Wysunął rozdwojony czarny język z ust i polizał nim moje ucho.
- Chyba, że... – zaczął wolno, nie przerywając. - ...oddasz mi medalion...
Mój wzrok zsunął się na dekolt. Poczułam jego szponiastą szarą dłoń przesuwającą się po moim biuście w stronę medalionu. Nie zdołał jednak go choćby dotknąć. Cofnął dłoń, lub raczej łapę.
- Jeżeli go tak bardzo chcesz, to czemu go sobie po prostu nie weźmiesz? – zapytałam wściekle, starając sobie za wszelką cenę przypomnieć jakieś zaklęcia. 
- Medalion może zostać jedynie ofiarowany – odparł szeptem, przypominającym teraz syk węża. Szponami u jednej dłoni zaczął gładzić mój policzek, co wyglądało wystarczająco obrzydliwie. – Dlatego chcę, żebyś mi go dała...
Podniosłam dłoń i ujęłam ostrożnie medalion. Odsunął się, bym mogła zdjąć łańcuszek z szyi, co też uczyniłam. 
- Zanim ci go dam... chciałabym wiedzieć, kim... lub czym jesteś.
„Darek” przymrużył oczy podejrzliwie.
- Dobrze – odparł po długiej chwili. – Powinnaś to wiedzieć, skoro jesteś strażniczką... – Jego oczy błysnęły złowrogą żółcią. – Demon snu...
- Demon snu? – powtórzyłam zaskoczona. – To demony w ogóle istnieją?
Potwór wybuchnął śmiechem.
- Nie wierzę, że medalion otrzymała taka głupiutka i słabiutka dziewczynka, jak ty! – Chciałam mu się odciąć, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chwycił mnie za nadgarstek ręki, w której trzymałam medalion. – Teraz daj mi go... – wysyczał ostro.
Wyciągnął drugą szponiastą dłoń. Chwilę wahałam się, nie do końca wiedząc, co robić. W końcu oddałam mu medalion, który potwór chwycił łapczywie, z błyszczącymi oczami. Długo stał jedynie gapiąc się na talizman. W pewnym momencie podniósł go do góry i wybuchnął szaleńczym śmiechem. Spojrzał na mnie, a ja wiedziałam, że nie jestem mu już potrzebna.
- To było zbyt proste – wysyczał, zbliżając się do mnie. Założył łańcuszek na szyję. – Ale teraz już nic nie jest ważne...
Uśmiechnęłam się ironicznie.
- Niestety akurat to było ważne. Diruptio!
Wtedy medalion eksplodował. Nie widziałam nic, nie zdążyłam zobaczyć, czy demon został zniszczony, czy nie. Po prostu otoczyła mnie ciemność, w którą zaczęłam spadać coraz głębiej i głębiej.
***
Obudziłam się z wrzaskiem. byłam zlana potem, drżałam na całym ciele i z trudem łapałam powietrze. Rozejrzałam się przestraszona po pokoju. Przy moim łóżku zobaczyłam Darka i Kaśkę, którzy szybko rzucili się, by mnie uspokoić. 
- Dobrze, już dobrze, to tylko koszmar! – mówiła Kaśka, przytulając mnie, choć było to naprawdę ciężkie, gdy tak się wyrywałam.
- Nie – powiedział Darek siedząc blisko, ale zachowując dystans. – To nie był tylko koszmar.
Spojrzałam na niego.
- Skąd wiesz?
Jego oczy błysnęły, ale zupełnie inaczej niż oczy demona.
- Widziałem to – odparł tylko.
Nie wiedziałam co myśleć. Nie wiedziałam, czy Darek mógł to widzieć, czy nie. A jak widział, to czy widział... wszystko? Zerknęłam na niego z lękiem, ale nie dał nic po sobie poznać. Jego spojrzenie było zdenerwowane i czujne, albo raczej... pełne jakiejś niezrozumiałej obawy przed... utratą?
Tego dnia nie byłam sama. Darek został ze mną przez kolejne dwa dni, był ze mną cały czas, nie opuszczał mnie na krok, pilnując, by nic mi się nie stało. W końcu jednak musiał wrócić do siebie, choć uczynił to niechętnie. Zastanawiałam się, czy nie zaproponować mu, by zamieszkał ze mną i Kaśką skoro razem pracujemy, ale... nie odważyłam się. Tak naprawdę bałam się tego, że mógłby być zbyt blisko. I tak musiałam jakoś znosić go przez te dwa dni, a co dopiero na stałe! Zrezygnowałam więc, a on odszedł.
Jeszcze tego dnia, gdy udało mi się pokonać demona snu, w swoim łóżku znalazłam medalion. Był trochę osmolony i dziwnie ciepły, ale cały. Tak jak już wcześniej się działo, i teraz do mnie wrócił. Muszę jednak przyznać, że tym razem, ku mojemu zdziwieniu, myśl o straci medalionu wcale nie była przyjemna. Wręcz przeciwnie.
Nie wiem, co mogło wpłynąć na to, ale już wtedy zauważyłam, że zaczynam się zmieniać. W moim charakterze, sposobie bycia i duszy nastąpiła przemiana nieodwracalna. Nie wiem od kiedy i jak dawno, ale przestałam być tą samą Marit, którą byłam zanim poznałam Darka.


Marit

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz