z internetu.
Nie wiem jak to się stało, ale potem zostałam w hotelu na kilka dni. Nie interesował mnie już telefon, ani mój samochód, żyłam tylko nocnymi spotkaniami. Każdej nocy spotykałam się z Rafałem, nie wiedząc dlaczego nie potrafiłam się od niego uwolnić. Nie mogłam przestać się z nim spotykać, bo bardzo go polubiłam. No dobrze, podkochiwałam się w nim. Ale on sprawiał wrażenie równie zainteresowanego, jak nie bardziej. Ale pewnego razu powiedział mi coś, co wzbudziło moje podejrzenia.Zaprosiłam go do mojego pokoju. Siedzieliśmy na łóżku obok siebie, oparci o ścianę, i rozmawialiśmy. Opowiadał mi o sobie, o tym co robił, czym się zajmował. Tak mi też to opowiadał, w czasie przeszłym. To właśnie mnie zdziwiło.
- Więc mówisz, że byłeś rajdowcem? – zapytałam patrząc mu w oczy. – A dlaczego nie jesteś nim teraz?
Przez chwilę wydawał się być zakłopotany. Szybko się opamiętał.
- Po prostu już się tym nie interesuję – odparł, jak gdyby nigdy nic. Przysunął się bliżej.
- Nie wierzę, że tak zwyczajnie przestało cię to kręcić. – Zaśmiałam się. – Coś musiało się stać....
- Nie, nic się nie stało....
Unikał mojego wzroku, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. W końcu zmusiłam go, by spojrzał mi w oczy.
- Co się.... – zaczęłam, ale ten przerwał mi.
Po prostu pocałował mnie. Poczułam jego usta na swoich. Najpierw ruchy jego warg były chaotyczne, chciał tylko zamknąć mi usta, zupełnie bez uczuć. Po chwili jednak, gdy zaczęłam reagować, zwolnił. Zaczął całować mnie delikatnie i namiętnie, coraz wolniej i wolniej, aż zatrzymał się. Długo nie odsuwał ust, wciąż czułam je, gorące i miękkie. Ale w końcu zerwał się z łóżka.
- Powinienem już iść – powiedział, dziwnie zmienionym głosem. – Za daleko to zaszło....
I wyszedł. Nawet nie zdążyłam dobrze pomyśleć, a jego już nie było.
Następnego dnia poszłam do Hanny po swoje ubrania. Zabrała je, by móc je wyprać i wysuszyć. Była w kuchni, więc weszłam i z uśmiechem powitałam ją.
- Hanno, czy moje ubrania nadają się już do noszenia? – zapytałam nieśmiało, stając obok niej.
Starsza pani odwróciła się do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Przepraszam cię bardzo, drogie dziecko, ale jeszcze są mokre – odparła ciepłym głosem. – Miałam drobny problem z pralką, a potem z miejscem na nowe pranie, więc wiesz....
- Dobrze, nic się nie stało – powiedziałam, choć byłam zawiedziona. Chodzenie w długiej sukni może być zabawne tylko przez jakiś czas.
Do kuchni wszedł pan Zbyszek. Na mój widok uśmiechnął się miło.
- O! Właśnie ciebie szukałem! – powiedział klaszcząc w dłonie. Złapał mnie delikatnie za ramię i pociągnął za sobą. – Muszę ci coś pokazać. To ważne!
Nie mając nic lepszego do roboty, nie stawiałam oporu. Pan Zbyszek poprowadził mnie przez wszystkie korytarze w jeszcze nieznaną mi część hotelu. Ściany tam były pełne pajęczyn, szare, wyblakłe, tapety, które czasem się pojawiały, wyglądały na bardzo stare i zniszczone. Naprawdę przerażające miejsce, jak z horroru. Starszy pan poprowadził mnie do jakichś drzwi. Wyglądały na najstarsze ze wszystkich. Zatrzymał się przed nimi i poszukał w kieszeni kluczy. Po chwili drzwi stały otworem.
- Panie przodem – powiedział z uroczym uśmiechem, odsuwając się i charakterystycznym gestem zapraszając mnie do środka.
Uśmiechnęłam się do niego i wolno przeszłam przez drzwi. Był tam tylko jeden pokój, ale wielki i przestronny. Umeblowany został podobnie do pokoju, w którym spałam, dlatego nie byłam jakoś wyjątkowo zaintrygowana, gdyż już przyzwyczaiłam się. Spokojnie ruszyłam w głąb pokoju, gdy usłyszałam za sobą szczęk kluczy. Odwróciłam się szybko, ale zobaczyłam tylko zamknięte drzwi. Podbiegłam do nich i zaczęłam pukać.
- Pani Zbyszku! Co się dzieje? – krzyknęłam, naciskając na klamkę, która jednak nie ustępowała. – Dlaczego pan zamknął drzwi?
- Przykro mi, ale tak musi być! – usłyszałam stłumiony krzyk starszego pana. – Nie chcieliśmy tego, ale ten hotel chce ofiary!
- Co? – pisnęłam, drętwiejąc ze strachu. – Co?! Ofiary?! Jakiej ofiary?!
Usłyszałam za sobą szelest, więc odwróciłam się gwałtownie i przywarłam do drzwi. Rafał siedząc na starym wielkim fotelu patrzył na mnie smutno.
- Nikt tego nie chce – zaczął dziwnym głosem. – Ale taka jest cena za naszą wolność....
- Jaką wolność? – pisnęłam cieniutko. Przełknęłam ślinę i dodałam: - O co ci chodzi? Co tu się dzieje?
- Na tym hotelu spoczywa jakaś klątwa – powiedział dosyć smutno. – Przez nią jesteśmy tu niewolnikami.
- Mówiąc my, masz na myśli....
Wymacałam dokładnie drzwi, w nadziei na jakiś sposób ucieczki. Niestety nic nie było możliwe. Spojrzałam na okno.
- Ja – odparł patrząc za moim wzrokiem. – I Hanna, i Zbyszek. Oni byli tu o wiele wcześniej przede mną. Nie uda ci się uciec przez okno, jest zabite gwoździami.
Przeniosłam spojrzenie na niego.
- Co to znaczy, że jesteście tu niewolnikami? Przecież mówiłeś, że przyjechałeś...
Wstał i wolno ruszył w moją stronę.
- Wiem, co mówiłem. Miałem ci powiedzieć, że jestem tu jedną z potępionych dusz?
Zdrętwiałam ze strachu. Zaczęłam odsuwać się wzdłuż ściany od niego.
- Jak to „potępionych dusz”? – zapytałam otwierając oczy szeroko.
- Jednym z duchów, jeśli wolisz – odparł. – Hotel nas tu trzyma. Chce ofiary za naszą wolność. Chce serca młodej zakochanej kobiety.
- Serca? W jakim sensie? – Miałam jakieś dziwne przeczucia. Rzuciłam szybkie spojrzenie na okno.
- Świeżego serca. Wyrwanego prosto z klatki piersiowej....
Spojrzałam na niego. Był zdecydowany, ale wyglądał jakby się wahał. Jakby nie był pewny. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej, o ile w ogóle było to możliwe.
Ostatnim aktem desperacji rzuciłam się na okno. Zaczęłam szarpać za klamkę, ale nie chciała puścić. Rafał złapał mnie od tyłu w pasie i przeniósł przez cały pokój, po czym rzucił na łóżko. Krzyczałam dziko, szarpałam się, ale on był silniejszy. W dodatku moje ruchy krępowała długa spódnica. Zaczął rozrywał górę sukni, materiał trzeszczał głośno.
- Jak możesz, ufałam ci! – wrzasnęłam, zasłaniając się rękami. – Myślałam, że coś do mnie czujesz!
Zatrzymał się. Gdyby to był prawdziwy horror, pewnie zaśmiałby się złowrogo, a jego twarz zmieniłaby się nie do poznania. Ale tak nie było. Jego twarz faktycznie się zmieniła, ale był to grymas bólu. Takiego go znałam, jako miłego, wrażliwego i jednocześnie bardzo męskiego. Targały nim sprzeczności, bo musiał zrobić coś, czego nie chciał. Spojrzał mi głęboko w oczy. Po chwili odskoczył ode mnie jak oparzony i odwrócił się. Zakrył twarz dłońmi.
- Nie mogę – jęknął słabo.
Leżałam chwilę sztywno, oddychając ciężko, nie wiedząc, co robić. W końcu wstałam i poprawiłam na sobie suknię, która była już bardzo podarta i odsłaniała stanik. Zakryłam się skrawkami materiału. Wolno podeszłam do niego, bojąc się dosłownie wszystkiego. Ostrożnie przytuliłam się do jego pleców. Nigdy nie zrobiłabym czegoś tak śmiałego, ale wtedy w dziwny sposób wiedziałam, co robić.
Rafał odwrócił się do mnie. Chwilę stał patrząc w moje oczy, aż w końcu pochylił się i pocałował mnie. Pierwszy raz czułam tyle za jednym pocałunkiem. Nigdy go nie zapomnę. Niewiele pamiętam z tego, co działo się później. Trochę błysków, jakieś jęki i trzaski. Po prostu nagle stwierdziłam, że staję na pustym polu. Wszystko zniknęło: hotel, starsze małżeństwo, nawet on, Rafał. Obok, na ziemi, leżały moje ubrania. Szybko zdjęłam z siebie strzępki sukni i włożyłam własne ciuchy. Robiłam to wolno i mechanicznie, nie zastanawiając się nad niczym.
Potem poszłam w stronę samochodu. Wcale nie był zakopany w błocie. Stał spokojnie na środku polnej drogi, całkowicie czysty i sprawny. Wsiadłam do środka i zawróciłam, by odnaleźć właściwą drogę. Jadąc do domu, zastanawiałam się nad tym, co miało miejsce w hotelu. Chyba zdążyłam zakochać się w nim. Nie w hotelu, ale w Rafale. To wszystko było zbyt zagmatwane, myśli kłębiły mi się w głowie. Ale w jakiś nieznany mi sposób wiedziałam, że ta klątwa została zdjęta, a cała trójka wreszcie była wolna. Rafał tym bardziej, mimo że nigdy więcej nie miałam go zobaczyć.
Kiedy wróciłam do domu, moja siostra, z którą mieszkałam, była bardzo zatroskana. Powiedziałam jej, że zatrzymałam się na kilka dni w hotelu, ale nic ponad to nie powiedziałam, a ona nie pytała. Gdy chciałam już odejść do pokoju, Gośka zatrzymała mnie.
- Mam coś dla ciebie – powiedziała wesoło, uśmiechając się do mnie. Wyciągnęła rękę, którą chowała za plecami. – Kupiłam to od małego złodziejaszka, ale tak mi się podobało, że nie mogłam się oprzeć. I naprawdę bardzo do ciebie pasuje, więc będę szczęśliwa, jeśli zechciałabyś to nosić.
Wolno otworzyła dłoń. Z małym zainteresowaniem spojrzałam na trzymany przez nią przedmiot, ale zaraz wstrzymałam z jękiem powietrze.
- Ponoć ten talizman ma jakąś moc – zaszczebiotała Gośka, patrząc na mnie świecącymi oczami.
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz