Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 maja 2012

Straszne historie- Marit cz.12

z internetu.

Obudził mnie krzyk pani Brodnickiej.
- Czy pan sugeruje, że to ja zrobiłam?! No jasne! Wzięłam sekator i powycinałam sobie dziurki w płocie! Chciałam wyciąć serduszko, ale wyszło co wyszło! Niech pan idzie do diabła!
Przetoczyłam się na bok, ale Kaśki nie było. Usiadłam więc, szukając swoich ubrań. Kiedy zobaczyłam podartą koszulę, zdziwiłam się, ale potem przypomniałam sobie, co się stało. Ciężko było mi uwierzyć, że coś takiego kiedykolwiek miało miejsce. To było zbyt piękne.
- No a kto to zrobił?! Może jeszcze mi pani powie, że sam wyciąłem sobie dziurę w płocie! Jak nie pani to kto?!
Złapałam za dżinsy i wciągnęłam je pośpiesznie. Ściągnęłam podartą koszulkę, by móc ubrać stanik. Właśnie zapinałam go, gdy poły namiotu rozwarły się. 
- O! Już nie śpisz! – powiedziała Kaśka. Westchnęłam zawiedziona, ale gdy podniosłam wzrok i spojrzałam ponad jej ramieniem, zobaczyłam speszone spojrzenie Darka. Kaśka zamknęła szybko namiot, żeby nikt mnie nie zobaczył w staniku. Trochę za późno. – Ubieraj się! Darek mówi, że szybko zakończymy tą sprawę. Właśnie przyszedł właściciel sąsiedniego campingu, bo ktoś wyciął mu dziurę w płocie dzisiaj w nocy. 
- Wiem, słyszałam – odparłam zmęczonym głosem. 
Zarzuciłam na siebie trochę przyciasną bluzeczkę i ubrałam trampki. Chwyciłam grzebień, żeby przeczesać włosy.
- Proszę się uspokoić, jakoś wyjaśnimy tę sprawę... – usłyszałam głos Darka.
- CO MI PAN TU BĘDZIE JAKIEŚ GŁUPOTY GADAŁ?! W MOIM PŁOCIE JEST DZIURA! WIELKA DZIURA! MA MI ZA NIĄ KTOŚ ZAPŁACIĆ, ALBO PÓJDĘ Z TYM DO SĄDU!
Usłyszałam oddalające się kroki. Schowałam grzebień do plecaka i ostrożnie wyjrzałam na zewnątrz. Średniego wzrostu mężczyzna, z wyraźną łysiną, śmiesznym wąsikiem i wielgachnymi okularami na nosie szedł szybko w stronę bramy sąsiedniego campingu. 
Wzruszyłam ramionami i wyszłam z namiotu. Na mój widok Darek odwrócił się, by odejść w stronę dziury w płocie. Zerknęłam na niego nieco zaskoczona, ale nic nie powiedziałam. 
- Od samego rana jest jakiś taki przybity – zaświergotała mi Kaśka do ucha. 
Odwróciłam się w jej stronę z mordem w oczach.
- JEST rano – odparłam tylko.
Cały dzień Darek chodził wszędzie, gdzie się dało i rozmawiał ze wszystkimi, tylko nie ze mną. Nie wiedziałam, co się dzieje, dlatego cała ta sytuacja była dla mnie z każdą minutą coraz trudniejsza do zniesienia. Kaśka stwierdziła, że to przez jej przyłapanie nas na gorącym uczynku, ale coś mi mówiło, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Szukałam chociaż chwilki sam na sam z nim, żeby móc porozmawiać, ale on unikał mnie specjalnie.
Ponieważ i tak nie było szans dogadać się z Darkiem, musiałam znaleźć sobie coś do roboty. Kaśka biegała wciąż za nim, więc zostałam sama. Obejrzałam dokładnie dziurę w płocie, przypominając sobie, że poprzedniego wieczoru byłam przy tym miejscu, ale dziury jeszcze tam nie było. Było to obok ławki, przy której w nocy spotkałam potwora. Przyjrzałam się uważniej drutom wystającym z metalowej siatki, która stanowiła płot campingu. Na jednym z nich ujrzałam małą kulkę włosów. Wyglądały jak szara sierść jakiegoś zwierzęcia. Wysunęłam więc hipotezę, że dziurę zrobił potwór, którego widziałam zeszłej nocy. Chciałam pójść do Darka podzielić się z nim moją opinią, ale szybko porzuciłam tę myśl. I tak nie miałby dla mnie czasu. 
Postanowiłam więc, że pójdę do właściciela sąsiedniego campingu i z nim o tym porozmawiam. Pomyślałam, że może powie mi też coś, co przyda mi się w tej sprawie. Pewnie i tak już wszystko powiedział Darkowi, ale ten i tak nic mi z tego nie powie.
Przechodząc przez pole namiotowe usłyszałam urywek rozmowy dwóch dziewczyn, które ubrane były na czarno i mocno pomalowane. Gotki.
- ...taki dziwny kostium... – mówiła jedna.
- No tak, dziwne, dziwne... – odparła druga na to kręcąc głową. Podniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła się. – Fanka potworów?
Speszyłam się nieco, nie wiedząc czy odpowiedzieć, czy odejść po prostu. Ale nie wypadało.
- Nie, zwalczam je – odparłam po prostu i podeszłam do nich. Dziewczyny siedziały na kocu rozłożonym na trawie. Jedna z nich, ta pierwsza, poklepała miejsce obok siebie, ale podziękowałam oznajmiając, że zaraz muszę iść.
- Więc zwalczasz potwory, tak? – zapytała druga z dziewcząt, przyglądając mi się uważnie, ale życzliwie i z zaintrygowaniem.
- No tak – rzuciłam niedbale.
- My je uwielbiamy! – powiedziała ta pierwsza. Obie wymieniły porozumiewawcze uśmiechy. – Przejechałyśmy prawie całą Polskę, żeby zobaczyć tego potwora, który ponoć tu grasuje. Jesteśmy już tydzień na tym campingu i jeszcze nic nie widziałyśmy, ale mamy wiarę!
- Ja przyjechałam wczoraj i już go widziałam – odparłam na to, kierując spojrzenie na bramę sąsiedniego campingu, chcąc móc udać się w tamtą stronę. – Właśnie staram się wyjaśnić tą sprawę. Trzeba się go pozbyć.
Dziewczyny spojrzały na mnie oczami wielkimi jak spodki.
- Już go widziałaś?! Jaki on jest?! Jakie to uczucie?! – mówiły jedna przez drugą.
Zerknęłam na nie zdezorientowana, a po chwili wahania, powiedziałam:
- Przerażające. A teraz wybaczcie, ale mam sprawy do załatwienia. Muszę lecieć coś pogromić, bo wypadnę z rytmu!
Pomachałam im i odeszłam do sąsiedniego campingu. Matko, „muszę coś pogromić, bo wypadnę z rytmu”? Chyba już wypadłam.
Przeszłam przez szeroki camping, w którym było o wiele więcej gości niż w campingu pani Brodnickiej, i stanęłam przed drzwiami wielkiego domu. Ostrożnie zapukałam do drzwi. Czekałam dosyć długo, nim w końcu łysiejący ze śmiesznym asem właściciel otworzył mi drzwi. Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Dzień dobry, nazywam się Marit – zaczęłam niepewnie. Westchnęłam głośno, żeby dodać sobie odwagi i zakończyłam: - Zajmuję się sprawą tego potwora, który straszy na terenie sąsiedniego campingu. Chciałabym panu zadać kilka pytań.
Mężczyzna spojrzał na mnie jakoś dziwnie, a na ułamek sekundy prze jego twarz przebiegł ledwo widoczny cień. Uśmiechnął się wesoło.
- Oczywiście! – powiedział, czyniąc zapraszający gest. – Chętnie odpowiem! W końcu ktoś zainteresował się tą sprawą! Proszę wejść!
Przestąpiłam próg wielkiego domu, a drzwi zatrzasnęły się za mną ze złowrogim skrzypieniem.
***
- Jesteście tego pewne? – zapytał Darek patrząc uważnie na jedną z gotek, które niemal w uwielbieniem patrzyły na niego. Jak można się domyśleć, w ich oczach był super bohaterem, pogromcą wielkich potworów.
- Tak, tak! – odpowiedziała mu. – Sama widziałam, jak ten łysiejący facet targał ze sobą nad ranem taki ogromny kostium, włochaty i dziwny, zupełnie nie pasujący na bal kostiumowy, czy coś takiego...
Darek spojrzał wymownie na Kaśkę, która z powagą pokiwała głową.
- Czyli mamy tego potwora – powiedział do niej, i oboje ruszyli w stronę namiotów. – Camping Pani Brodnickiej leży bliżej drogi głównej, więc miała zawsze więcej gości. Pan Bednarczyk natomiast musiał coś wymyślić, żeby odzyskać choć część klientów. 
- I tak wpadł na pomysł z przebraniem – dopowiedziała Kaśka, starając się dotrzymać mu kroku. – To on jest tym potworem. Tylko udawał, żeby odstraszyć gości z campingu pani Brodnickiej. – Zamilkła na chwilę. – Myślisz, że byłby zdolny do czegoś gorszego niż straszenia? Mam na myśli, czy wczoraj w nocy mógł coś zrobić Marit? No wiesz, coś poważnego...
Darek spojrzał na nią z zamyśleniem. Zatrzymali się przed namiotami, ale jeszcze nie rozchodzili się do sowich.
- Nie wiem – odparł po chwili. – Za tego typu numery, czyli za umyślne przeszkadzanie w interesach pani Brodnickiej, grozi mu kara. Może nie od razu więzienie, ale na pewno wysoka grzywna. Myślę, że mógłby być zdolny zrobić coś gorszego...
Westchnął ciężko, patrząc w stronę namiotu dziewczyn. Pożegnał się z Kaśką i udał się do swojego namiotu. Tam zebrał księgi do plecaka, po czym zaczął zbierać swoje rzeczy. Sprawa została rozwiązana, więc nie było sensu dłużej zostawać w campingu. Wziął się za składanie śpiwora, nim jednak zdążył choćby złożyć go na pół, do namiotu wparowała Kaśka.
- Darek, Marit nigdzie nie ma – powiedziała bez ogródek. Darek spojrzał na nią pytającym wzrokiem, w którym mogła również wyczytać lęk. – No, w namiocie jej nie ma, szukałam w toaletach, pobiegłam sprawdzić przy ławkach, byłam wszędzie w campingu, ale jej nie ma.
Starając się nie panikować, wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się uważnie.
- Może poszła się przejść gdzieś dalej... – zaproponował Darek, chociaż sam w to nie wierzył.
- Przecież mieliśmy stąd nigdzie nie wychodzić, nie poszłaby – odparła Kaśka, wcale nie dbając o pozory. Już zaczęła panikować.
- Chodź, popytamy ludzi – powiedział i ruszył w stronę gotek. Na jego widok dziewczyny ożywiły się momentalnie. Zwróciły na niego swoje pełne oddania spojrzenia. Darek od razu przeszedł do konkretów. – Czy nie widziałyście może Marit?
Popatrzyły po sobie.
- To ta taka czarnowłosa dziewczyna, która powiedziała, że też zwalcza potwory?
Oboje pokiwali głowami.
- A tak, widziałyśmy ją.
- Gdzie? Gdzie poszła?
Jedna z nich wskazała palcem bramę sąsiedniego campingu.
- Powiedziała, że musi coś załatwić, coś „pogromić”. Dziwnie to zabrzmiało.
- Tak, dziwne to było.
Darek już ich nie słuchał. Spojrzał na Kaśkę wielkimi oczami jak pięć złotych.
- Czy ty myślisz o tym samym, co ja? – powiedziała Kaśka.
- Tak...
I czym prędzej puścili się biegiem w stronę sąsiedniego campingu.

Marit

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz