z internetu.
Bejrut, miesiąc wcześniej.Kobieta o kruczoczarnych włosach i ciemnych jak węgiel brwiach skręciła w boczną uliczkę. Cień pozwolił jej na swobodny ruch, więc zrzuciła z ramion brudną pelerynę, odsłaniając kolorową zwiewną suknię, ozdobioną mnóstwem brzęczących błyskotek. Chyłkiem przebiegła przez uliczkę. Zatrzymała się przed jakimiś czarnymi, dziwnie wyglądającymi drzwiami, i rozejrzała się uważnie, czy nikt nie idzie. Jednym zwinnym ruchem znalazła się za drzwiami.
W środku panował mrok. Kobieta przez chwilę nie ruszała się, czekając, aż jej wzrok przyzwyczai się do ciemności.
- Jesteś wcześnie....
Kobieta zwróciła się w stronę, z której dochodził chrapliwy, przerażający głos. W ciemności dostrzegła znajomy zarys postaci.
- Wybacz, nie mogłam się doczekać – odparła szeptem, czując respekt przed osobą w mroku.
- Podejdź tu....
Kobieta zawahała się chwilę, po czym wolno ruszyła ku ciemnej postaci.
- Masz – rozbrzmiał chrapliwy głos. Kobieta wyciągnęła dłoń i poczuła na niej niewielki ciężar.
- Czy to jest?... – zaczęła, ale osoba stojąca przed nią przerwała jej.
- Nie wymawiaj tego tutaj. – Postać rozejrzała się uważnie, jakby spodziewała się dojrzeć kogoś trzeciego w ciemnościach. W końcu błyszczące oczy ukrytej w mroku osoby zatrzymały się na kobiecie. – Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak – odparła bez cienia wątpliwości w głosie. – Muszę go zobaczyć.
- Ale wiesz, że nie będzie taki sam....
- Tak, wiem – szepnęła kobieta bardzo cicho. – Mimo wszystko...
- Dobrze – powiedziała postać. – W takim razie zapamiętaj jedno: nim minie trzecia noc, musisz go odwołać. Inaczej będą dziać się złe rzeczy....
Kobieta wyczuła dziwną nutkę w głosie tej osoby, gdy wypowiadała ostatnie zdanie. Jakby dla niej perspektywa złych wydarzeń wcale nie była przerażająca.
Kiwnęła głową i zacisnęła mocniej dłoń na rzeczy, którą trzymała w dłoni. Akurat wtedy ucieszyła się z mroku w pomieszczeniu, bo postać stojąca przed nią nie mogła dojrzeć przerażenia w jej oczach...
***
Rano poszliśmy we trójkę do pani Wysockiej, by dowiedzieć się czegoś o tej napadniętej kobiecie. Chcieliśmy z nią porozmawiać, mieliśmy nadzieję, że może zobaczyła lub usłyszała coś, co mogłoby pomóc nam rozwiązać całą tą zagadkę. Z pozoru te morderstwa mogłyby się wydawać czymś zwyczajnym, o których często słyszymy w wiadomościach. Jednak zostać uduszonym przez ręce, które nie zostawiają śladów, dokładnie trzeciego dnia pobytu w jednym i tym samym pokoju, co reszta ofiar, bez konkretnych powodów lub przyczyn – nie jest czymś normalnym. W dodatku po tym, co widziałam, można było się spodziewać paranormalnych rozwiązań.
Pani Wysocka pod uroczym uśmiechem Darka podała nam adres napadniętej kobiety, ale nie przydał nam się. Żeby do niej dotrzeć, musielibyśmy jechać co najmniej pół dnia i tyle samo czasu poświęcić na powrót. Zważając na okoliczności, nie powinniśmy opuszczać tego miejsca. Na szczęście właścicielka pensjonatu „Zakątek” miała również jej telefon, co bardzo ułatwiło nam sprawę. Wróciliśmy do pokoju, skąd Darek zadzwonił do kobiety. Gdy odłożył słuchawkę, długo milczał rozważając uzyskane informacje.
- I czego się dowiedziałeś? – spytała Kaśka nie odrywając wzroku ze wzgórza za oknem.
Darek usiadł na krześle przy stole i zaczął przerzucać kartki jakiejś księgi.
- Powiedziała mi, że napadł ją jakiś młody mężczyzna – odparł spokojnym głosem. – Było ciemno i nie widziała go dokładnie, ale na pewno był młody. Najpierw mówił coś w stylu: „A ja chciałem ci wybaczyć”, na co ona obudziła się, a potem zwyczajnie zaczął ją dusić. Walnęła go czymś, dała mu kilka kopniaków, ponoć trenuje sztuki walki, ale to raczej zaskoczeniem jej się udało, a gdy on na chwilę odsunął się od niej – uciekła. W drzwiach odwróciła się jeszcze, żeby zobaczyć sprawcę, ale pokój był pusty. Pobiegła do pani Wysockiej, która wezwała policję, niestety mężczyzny nie znaleziono. Koniec.
Wymieniłyśmy z Kasią zdziwione spojrzenia.
- Czyli zabija jakiś facet! – powiedziała dobitnie. Padła na łóżko i wbiła wzrok w okno. – Myślicie, że to psychopata? Nie lubię psychopatów.....
- Nie wiem, może i tak.... – odparłam cicho, ale Darek mi przerwał.
- Nie sądzę, żeby to był człowiek. Nie wiem, co to jest, ale na pewno nie człowiek....
- Daj spokój, ty to we wszystkim musisz.... – zaczęła Kaśka, ale urwała wpatrując się w coś za oknem. Zerknęła na nas i jak gdyby nigdy nic, mówiła dalej: - ... widzieć niestworzone rzeczy....
Darek niczego nie zauważył.
- Nie prawda, mam po prostu do tego nosa – powiedział dobitnie.
- Dobra, mów sobie, co chcesz – rzuciła niezbyt uprzejmie i ruszyła do drzwi. – Za godzinę wrócę!
- A gdzie... – zaczęłam, niestety drzwi już zamknęły się za nią. Zrezygnowana dokończyłam: - ...idziesz....
Zażenowana spojrzałam na Darka.
- Sprawdziłeś to zaklęcie?
Drgnął jakby obudził się z letargu i otworzył inną grubą księgę.
- A, tak – wymruczał. – Udało mi się je odnaleźć. I wcale mi się ono nie podoba. – Milczał chwilę. – To zaklęcie wywołujące upiory.
Nie odpowiadałam mu. W tamtej chwili nie mogłam się skupić na jego słowach. Na słowach, które wypowiadał, ale w głowie miałam to, co powiedział mi poprzedniego wieczoru. „Nie jesteśmy kuzynami”. Co to mogło oznaczać? Nie widziałam żadnego logicznego wytłumaczenia i bałam się swoich reakcji na obecność Darka. „Nie jesteśmy kuzynami”. Te słowa były niebezpieczne.
- ... to stare azjatyckie zaklęcie – mówił dalej, nie zwracając uwagi na moje rozkojarzenie. – Wymyślili je tamtejsi magicy, chcąc przywracać poległych wojów...
- Dlaczego nie jesteśmy kuzynami? – przerwałam mu.
Spojrzał na mnie zaskoczony i szybko spuścił oczy.
- Nie rozumiem. – Zmienił temat. – Do zaklęcia były potrzebne różne obrzydliwe rzeczy, jak ścięgno dziecka...
- Dlaczego nie jesteśmy kuzynami, powiedz mi, proszę! – nie dawałam za wygraną.
Darek spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i westchnął ciężko.
- Wolałbym o tym nie rozmawiać...
- Ale ja to muszę wiedzieć! – niemal krzyknęłam. Wstałam z łóżka i stanęłam nad nim. – Musisz mi wytłumaczyć, co to znaczy.
Nie spojrzał mi w oczy.
- Dobrze – szepnął cicho. Jego palce zacisnęły się mocno na pożółkłych kartkach księgi. – Nie jesteśmy kuzynami, bo... nie mamy wspólnych krewnych.
Zmarszczyłam brwi.
- Ale przecież... – zaczęłam nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. – Twoja... mama była siostrą mojego ojca, więc... Jak to?
Ciche westchnięcie, milczał długo.
- Darek?...
Nagle wybuchnął gniewem.
- Jestem adoptowany, lepiej ci?! – wrzasnął, wstając i patrząc na mnie groźnie z góry. – Nie lubię o tym mówić, teraz już wiesz dlaczego! Zadowolona?!
Stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc jak zareagować. Po chwili spuściłam tylko głowę.
- Przepraszam, nie musiałeś krzyczeć – szepnęłam cicho, zupełnie zawstydzona.
Wtedy Darkowi zrobiło się głupio. Niewiele myśląc przytulił mnie do siebie gwałtownie. Długo nic nie mówił.
- Marit, wybacz – wyrzucił z siebie w końcu.
Po chwili jakby obudził się i puścił mnie szybko. Usiadł na miejscu przed księgą, a ja z otwartą buzią wróciłam na łóżko. Zapadła niezręczna cisza.
- To... co z tym zaklęciem? – zapytałam, niezrozumiale zadowolona.
Dalej rozmowa nie kleiła nam się już byt dobrze. Praktycznie Darek odpowiadał mi półsłówkami, a jak zapytałam go o tą moją wizję, powiedział tylko, że wyczuwam złą energię tego miejsca, i że to już nigdy się nie powtórzy. Między nami zapanowała dziwna atmosfera, na której zniknięcie wcale się nie zanosiło. Tymczasem Kaśka coraz częściej znikała, w ogóle nas nie informując, gdzie wychodzi.
W pensjonacie „Zakątek” z każdym dniem robiło się coraz ciemniej....
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz