z internetu.
Może ja to streszczę:Strażnik musi pilnować tak zwanego Przejścia. Jest to ponoć jakieś wejście, czy wrota, które łączą nasz świat ze światem ciemności. Darek powiedział, że „ich”, czyli tych potworów i zjaw, przypada dwóch na jednego człowieka. Gdyby te światy się połączyły, najpierw byłoby po nas, a później, z braku pożywki, lub innych takich, pewnie zostałyby same duchy, które nie są niemal od niczego zależne. Te talizmany, to klucze, a dokładniej połówki kluczy, razem mogą otworzyć Przejście. Według Darka to źle, że się spotkaliśmy, bo gdybyśmy nie wiedzieli, gdzie jest druga połówka, pewnie byłoby mniejsze prawdopodobieństwo na złączenie klucza. Teraz sprawa nieco się komplikuje.
Jak dla mnie, dziwna historia. I niby co miałabym robić? Pilnować swojej połówki, nawet gdyby mnie torturowano, czy coś? Hmm..... Niezbyt to zabrzmiało optymistycznie, prawda?.....
Policja zabrała Romana, Kaśka wyszła szybko z szoku i depresji, Darek wrócił tam, skąd przyszedł. Znów było normalnie, tak, jak powinno być. Prawie tydzień później dostałyśmy z Kaśką zaproszenie na parapetówkę naszej koleżanki. Przyjęcie zapowiadało się całkiem nieźle, zwłaszcza, że mieli tam być tylko nasi znajomi.
W dniu imprezy pojechałyśmy z Kasią do mieszkania naszej koleżanki. Przywitała nas ciepło w progu i zaprosiła do środka.
- A jak tam twoje mieszkanie, Jolu? – zapytałam zdejmując z siebie katanę i rzucając ją na stertę innych ubrań w holu.
Rozejrzałyśmy się uważnie po pomieszczeniu.
- Wiesz, całkiem miłe mieszkanko – odparła spokojnie. – Wiesz, żadnych hałasów, ciepło tu, mam nawet całkiem uprzejmych i PRZYSTOJNYCH sąsiadów – puściła do nas oczko.
Od razu wam powiem, że Jolka nigdy nie zaczyna zdania od innego słowa niż „wiesz”.
Kaśka zaraz zniknęła gdzieś wśród ludzi. Zawsze była duszą towarzystwa i dobrze dogadywała się ze wszystkimi. Jej problem polegał na tym, że zawsze zakochiwała się w niewłaściwych osobach. Ale to już wiecie.
- Chodź, przedstawię ci kogoś – powiedziała Jola, ciągnąc mnie za sobą z bardzo tajemniczą miną.
Jak można było się spodziewać, przedstawiła mnie jakiemuś nudnemu kolesiowi, który bez przerwy mówił o swoich „byłych”. Nie da się ukryć, był na swój sposób przystojny, choć mnie średnio pociągał. Wiadomo, pusty człowiek nawet niebywałą urodą nie nadrobi....
Impreza rozkręciła się już na dobre, Kaśką zdążyła zatańczyć z każdym mężczyzną na przyjęciu, wszyscy świetnie się bawili. Nikomu nawet by do głowy nie przyszło, że mogłoby się coś stać.
- Więc mówisz, że ta.... Kinga była pierwszą? – zapytałam bez przekonania, patrząc na bawiących się ludzi.
Michał, bo tak miał na imię, uśmiechnął się wyrozumiale.
- Nie, pierwsza była Baśka, a Kinga była dopiero po Magdzie – powiedział cierpliwie. Przybrał swój „rozpamiętujący wzrok” i mówił dalej. – Zośka, to dopiero była laska.... Umiała nawet....
Wtedy Jolka z hukiem upadła na podłogę. Ktoś wyłączył muzykę i zrobiło się dziwnie cicho. Szybko do niej podbiegłam zostawiając mojego nudnego towarzysza samego.
- Wszystko w porządku? – zapytałam pomagając jej wstać.
Rozejrzała się uważnie, jakby nie wiedziała co się stało i zatrzymała wzrok na mnie.
- Wszystko w porządku, można włączyć muzykę! – powiedziałam do jakiejś dziewczyny, która stała najbliżej wieży. Znów spojrzałam na Jolkę, która stanęła o własnych siłach. – Nic się nie stało, musiałaś na chwilę zemdleć....
Wtedy Jolka przeleciała przez cały pokój i z wielką siłą uderzyła o ścianę. Ludzie zaczęli wrzeszczeć. Większość rzuciła się do drzwi.
- Spójrzcie na jej oczy! – krzyknął ktoś.
Jakaś niezrozumiała siła wyrzuciła Jolę na drugą ścianę, gdzie zbiła sobą kilka porcelanowych doniczek, po czym opadła na podłogę. Wtedy zobaczyłam jej oczy. Źrenice zmieniły się w kocie szparki, a reszta w krwistą czerwień. Skóra na jej twarzy stała się jakby starsza, popękana.
Niezidentyfikowana siła znów rzuciła Jolką o ścianę, a ona zsunęła się na podłogę obok niej. Nim znów zdążyła unieść się w powietrzu, jednym kolanem przytrzymałam jej nogi, a drugim tułów. Spojrzałam jej w twarz i jęknęłam cicho, ale wiedziałam, że jak ja jej nie pomogę, to nikt tego nie zrobi. Kątem oka zauważyłam Kaśkę, która stała ukryta za fotelem, ale gotowa pomóc, jeśli bym tego potrzebowała. Nikogo innego już nie było w pomieszczeniu.
Jolka zaczęła trząść się i wierzgać, co sprawiało mi niezłe trudności.
- Kaśka! – wyrzuciłam, walcząc z Jolką. – Szybko, przytrzymaj ją!
Ostrożnie wyszła zza fotela i wolno, niezbyt zadowolona ze swojej roli, podeszła do nas. Uklękła obok, by przytrzymać nogi Jolki.
Nie wiedząc co robić, zdjęłam amulet z szyi i położyłam go na splocie słonecznym Jolki, na co ona uspokoiła się.
- Co jej jest? – spytała szeptem Kaśka, gdy nagle zrobiło się cicho.
- Nie wiem, chyba jest opętana – odparłam również szeptem.
- I co my teraz zrobimy? – powiedziała po chwili nieco zrozpaczonym głosem, bardziej do siebie niż do mnie.
- Też nie wiem, ale coś się wymyśli....
Spojrzałam na twarz Jolki, która teraz wyglądała strasznie. Miała zamknięte oczy. Pomyślałam, że może śpi, albo jest nie przytomna, choć nie chciałam tego sprawdzać. Zastanowiłam się chwilę. Do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł, trochę głupi, to pewnie z powodu zbyt wielu obejrzanych filmów, ale wtedy wydawał się jedynym wyjściem. Rzuciłam Kasi wymowne spojrzenie.
- Myślę, że.... – zaczęłam niepewnie. Westchnęłam, by dodać sobie odwagi. – Myślę, że musimy odprawić egzorcyzm.....
Wtedy całym ciałem Jolki znów szarpnęła nieznana siła. Na szczęście w ostatniej chwili zdążyłyśmy ja złapać, jednak zdążyła wyrwać jedną rękę i podrapać Kaśkę po twarzy. Potwór, który coraz mniej przypominał człowieka, zaczął wrzeszczeć dziko i ogłuszająco przerażającym głosem. Szybko unieruchomiłyśmy jego ramię, ale wciąż próbował ugryźć nas zębami Jolki, które nagle wyostrzyły się, przypominając zęby piranii.
- Co robić? Co robić?! – krzyczała Kasia przerażona, jedną ręką trzymając nadgarstek potwora, a drugą próbując wytrzeć krew z policzka, przy czym lekko podskakiwała, ponieważ musiała siedzieć na nogach Jolki. – Marit, wymyśl coś!
Na chwilę straciłam kontrolę nad sobą i patrzyłam tylko, jakbym nie uczestniczyła w tym wszystkim. W końcu Kaśka przypadkiem szturchnęła mnie w ramię, więc ocknęłam się. Nieco zła na siebie, kolanem mocno przytrzymałam brzuch Jolki. Jedną dłonią przytrzymałam jej twarz i zaczęłam mówić to, co znałam z filmów.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – odejdź stąd szatanie!....
Wątpiłam, żeby to coś pomogło, ale Jolka nagle przestała wierzgać. Kaśka spojrzała na mnie ironicznie, by nabrać pewności siebie, a ja uśmiechnęłam się słabo, co raczej mogło wyglądać, jakbym mnie bolał ząb.
- To działa – powiedziałam. – Mów ze mną, może to załatwi sprawę.....
Kaśka kiwnęła ostrożnie głową.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – odejdź stąd szatanie! – wyrzuciłyśmy z siebie razem, choć nasze głosy brzmiały nieco słabo. Pewniej już powtórzyłyśmy: - W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – odejdź stąd szatanie!....
Jolka, lub potwór w niej, zamknęła oczy. Przez chwilę myślałam, że jest nieprzytomna, gdy powoli zaczęłam podnosić powieki.
- Jolka, to ty? – szepnęłam cicho, odwracając jej twarz w naszą stronę.
Wtedy zaczęła cicho się śmiać. Słaby chichot wolno przerodził się w przeraźliwy, gardłowy rechot, co przestraszyło nas bardziej, niż wygląd Jolki. Dziwnym, nieswoim głosem, powiedziała:
- Myślicie, że to na mnie podziała? Że uda wam się mnie przepędzić? – Znów śmiech. – Nie powinnyście były nigdy zaczynać tej walki! Nie wolno igrać z siłami większymi od was, bo prawo dżungli, jakie panuje między naszymi światami, jest jasne: słabszy ginie!
I znów wybuchnęła przerażającym gardłowym śmiechem.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – odejdź stąd szatanie.... – powiedziałam cicho. Krwistoczerwone oczy, z kocimi szparkami zwróciły się na mnie. Patrzyłam prosto w oczy najczystszego zła. Przerażona głośno przełknęłam ślinę. - W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – odejdź stąd szatanie! – wyrzuciłam z siebie głośniej.
Kaśka odwróciła przestraszony głos z Jolki na mnie, by nie widzieć tych potwornych oczu. Zaczęła powtarzać ze mną.
- W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – odejdź stąd szatanie! W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – ODEJDŹ STĄD SZATANIE!!!
Wtedy Jolka wrzasnęła przeraźliwie, drgnęła i znieruchomiała. Jej twarz powróciła do normalnego wyglądu, nabrała kolorów, rumieńców, zęby również były normalne. Przez chwilę leżała nieprzytomna, nie ruszając się. W końcu wolno otworzyła oczy i jęcząc, spojrzała na nas.
- Co jest? – szepnęła cicho. Syknęła i szybko przyłożyła dłoń do czoła. – Wiesz jak mnie głowa boli?
Spojrzałyśmy na siebie z Kaśką i wybuchnęłyśmy śmiechem, który przypominał nieco napad histerii. Jolka przyjrzała nam się krytycznie.
- Wiecie, przydałby się wam psychiatra.....
***
Kiedy wraz z Kaśką wróciłyśmy do domu, zaczęłyśmy dyskutować o tym, co się stało. Długo trwała ta rozmowa, aż podjęłam pewną decyzję. Zadzwoniłam do Darka i powiedziałam mu, w czym rzecz.
- Nie – usłyszałam jego zdecydowany głos po drugiej stronie. – Nie. Nie zgadzam się.
- Ale dlaczego? – spytałam dziecinnie.
Chwila ciszy.
- Bo nie.
- To nie jest odpowiedź.
- Nie, bo może ci się coś stać! – warknął dosyć oschle. Szybko poprawił się. – To jest zbyt niebezpieczne, przy każdej akcji możesz po prostu umrzeć!
- Zaryzykuję – powiedziałam pewna swego.
Długo zastanawiał się, jak mnie przekonać do swoich racji.
- Nie – powiedział w końcu. – Niczego nie umiesz, musiałbym cię wiele nauczyć....
- Mam czas – odparłam wesoło.
- Ale ja go nie mam! To nie jest zabawa, Marit.....
- Wiem – przerwałam mu dosyć ostro. – Wiem, że niczego nie umiem, że będzie ciężko, że to jest niebezpieczne.... Ale mimo to czuję, że to jest moim przeznaczeniem. Że spotkałam cię nie przez przypadek. Że tak miało być. Bym ci pomagała. Ostatnio dzieje się sporo dziwnych rzeczy wokół mnie. I spotyka to osoby, które są mi bliskie. Myślę... Nie, ja wiem, że jeśli odejdę stąd, będzie im łatwiej. Dlatego jeszcze raz bardzo cię proszę. Pozwól mi z tobą walczyć przeciwko ciemnym mocom. I tak już wdepnęłam w to bagno zbyt głęboko.....
Milczał długo. Ciężko było go przekonać, ale wiedziałam, że już mi się to udało. Nie mógł mi odmówić. Cóż, mam zbyt silny dar przekonywania!....
- No dobrze – westchnął ciężko po chwili. – Ale pod jednym warunkiem....
- Juhu! – krzyknęłam do słuchawki. Szybko się opamiętałam. – Tak, jakim?
- Zawsze musisz się mnie słuchać.
Zastanowiłam się chwilę. W końcu skrzyżowałam palce i uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Ależ oczywiście - odpowiedziałam.
Pożegnaliśmy się i odłożyliśmy słuchawki. Miałam się z nim spotkać już następnego dnia w sprawie naszej umowy. Wróciłam do Kaśki, która chyba słyszała każde słowo z mojej rozmowy z Darkiem.
- Dlaczego chcesz odejść? – spytała z miną oskarżyciela.
Zatrzymałam się i spojrzałam na nią niepewnie.
- Muszę – powiedziałam. – Lepiej nie pytaj....
- Dobrze. W takim razie ja idę z tobą.
Usiadłam na fotelu spokojnie. Nagle drgnęłam.
- Słucham?!
- To, co słyszałaś.
- Ale.... ale ty nie możesz! To źle się dla ciebie skończy, zobaczysz.....
Cóż mogę powiedzieć? Mam „ogromny dar przekonywania”, ale Kaśka.... jeszcze większy......
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz