Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 maja 2012

Straszne historie- Marit cz.3

z internetu.

Włożyłam ten talizman. Postanowiłam spróbować jakoś się do niego przyzwyczaić, zapanować nad nim. Wiedziałam, że to jest niemal niemożliwe, ale spróbować mi nie zaszkodzi. W dodatku wyglądało na to, że nigdy nie pozbędę się go.
Kiedy już odzyskałam równowagę po wydarzeniach w tym hotelu, w moim życiu znów zdarzyło się coś upiornego. Tym razem coś naprawdę mrożącego krew w żyłach.
Nasza rodzina od czasu do czasu zbiera się na takie „rodzinne zjazdy”. Jadą tam wszyscy kuzyni, kuzynki, ciocie, wujkowie, i reszta. No wiadomo, jak to rodzina. Ja i Gośka również pojechałyśmy, zawsze tak było. I to spotkanie niczym by się nie różniło od wcześniejszych, gdyby nie to, że tym razem na zjazd przybył również kuzyn, którego niewielu z naszej rodziny dotąd widziało. Nazywał się Darek i nikt za nim nie przepadał. Zawsze ubrany był na czarno, nie widziałam, żeby chociaż raz się uśmiechnął, do wszystkich podchodził z dystansem. Wydawał mi się jakiś dziwny, dlatego ciągle miałam go na oku, zwłaszcza, że odkąd zjechaliśmy się wszyscy w miejsce spotkania, w okolicy zaczęli znikać ludzie. W niewyjaśnionych okolicznościach.
Jeżeli chodzi o resztę mojej rodziny, nie ma co opowiadać. Poza Gośką i Marcinem, moim ulubionym kuzynem (nie tylko moim, całej rodziny), wszyscy byli umiarkowanie normalni. Przynajmniej niczym wyróżniający się.
Pensjonat, w którym zatrzymaliśmy się wszyscy, był położony na skraju bardzo pięknego lasu. Pewnego razu wybrałam się na spacer po tym lesie wraz z Marcinem. Chodziliśmy i rozmawialiśmy, śmialiśmy się bez przerwy. Całkowicie straciłam poczucie czasu. Ale gdy w końcu spojrzałam na zegarek, przystanęłam przestraszona.
- O! Czas wracać do domu – powiedziałam, łapiąc go za łokieć. - Zaczyna się ściemniać.
- Jeszcze trochę.... – odparł z uśmiechem. – Las jest dziś tak piękny.
- Ale zaraz będzie noc!
- No i co? Nie mów, że się boisz! – Zaśmiał się.
- A ty nie?
- Nie! Przecież to tylko las. Co może nam się takiego przydarzyć?
- Rożne rzeczy! – oburzyłam się. Spróbowałam jakoś delikatnie dać mu do zrozumienia, jakie są zagrożenia: - Na przykład może nas złapać jakiś wampir, wilkołak, albo zwykły psychopata....
- I ty wierzysz w takie rzeczy? – powiedział ze śmiechem i spojrzał na mnie z ironią w oczach. - Daj spokój....
- Chciałabym.... – mruknęłam cicho.
Jego wyzywający głos uśpił moją czujność. Może też to było trochę mojej próżności, że podjęłam wyzwanie i chciałam mu pokazać, że nie jestem tchórzem. Zapomniałam, że gdy mam ze sobą talizman, dzieją się dziwne, straszne rzeczy. Tym razem nie było inaczej.
Weszliśmy w głąb lasu, a tymczasem słońce zdążyło już zajść. Wśród ciemnych drzew niczego nie było widać, ale to dlatego, że księżyc jeszcze nie wzeszedł. Z każdą minutą coraz bardziej przybliżałam się do Marcina, a ten z ironicznym uśmieszkiem w końcu obiął mnie ramieniem. Myślałam, że celowo chciał zostać dłużej w lesie, by móc trochę poprzytulać się do mnie. W pewnym momencie usłyszeliśmy jakiś szelest. Za drzewami coś mignęło. Spojrzałam na Marcina przerażona. Wyglądał na spiętego. 
- Poczekaj tu – szepnął do mnie. – Pójdę sprawdzić, co to....
I biegiem puścił się w zarośla. 
- Nie, czekaj! – jęknęłam za nim, ale on już mnie nie słuchał. – Nie zostawiaj mnie samej....
Westchnęłam zrezygnowana. „Dlaczego to ja mam takiego pecha” – pomyślałam, idąc wolno naprzód. Rozejrzałam się uważnie dookoła ze strachem. „W dodatku założę się, że to był Darek.” 
Nagle zatrzymałam się. Przede mną widziałam wielką, zardzewiałą, starą bramę. Jedno skrzydło wejścia było wyważone i zwisało żałośnie. Wolno podeszłam do bramy, by zobaczyć, co jest za nią. Okazało się, że był to cmentarz. Stary, zaniedbany, rodem z horrorów. W lesie panowała przeraźliwa cisza, dlatego mało serce mi z gardła nie wyskoczyło, gdy stado kruków przeleciało mi nad głową.
Oczywiście nie miałam najmniejszego zamiaru wchodzić na ten cmentarz. Dlatego znalazłam sobie jakiś wygodny kamień i usiadłam na nim. Księżyc prześwitywał przez drzewa, ale Marcina dalej nie widziałam. Cisza stawała się niemal nie do zniesienia, gdy nagle usłyszałam jakiś szmer. Spojrzałam w kierunku odgłosu wytężając wzrok. Przez chwilę znów panowała cisza, a potem usłyszałam jakieś dźwięki. Najpierw niezidentyfikowane, później jednak przypominały mi tupot łap. Jakby jakieś zwierze, może pies, biegło w moją stronę. Poczułam dziwny skurcz w żołądku, a mój oddech przyspieszył. Wolno wstałam. Skupiłam wzrok i w końcu z ciemności zaczęła wyłaniać się postać. To coś poruszało się na dwóch łapach, jak człowiek, miało niemal ludzką posturę, ale nie wyglądało na człowieka. Było całe pokryte futrem, pysk tej istoty przypominał wilczy, z jarzącymi się w ciemności żółtymi ślepiami i błyszczącymi ostrymi kłami. Wilkołak biegł prosto w moją stronę. 
Wrzasnęłam i niewiele myśląc wskoczyłam za bramę na cmentarz. Rzuciłam się do ucieczki na ślepo między nagrobkami. Słyszałam ciężkie człapanie bestii i jej ciężkie sapanie. Nie wiem jak długo biegłam, ale w końcu ze zmęczenia oprzytomniałam i oczami wyszukałam jakiegoś schronienia. Wskoczyłam za jakieś nagrobki, przebiegłam inną alejką, skręciłam kilka razy za grobowcami i schowałam się w jednym z nich. Oparłam się plecami o ścianę, starając się wyrównać oddech. Rękawem wytarłam pot z czoła i wsłuchiwałam się w ciszę na cmentarzu. 
Długo niczego nie usłyszałam. Oprócz wrzasku kruków, las zalewała przytłaczająca cisza. Czułam żar bijący z moich policzków, miałam świszczący oddech, a w uszach dziwnie mi szumiało. Czułam się okropnie, to przez to szalone bieganie między grobami. Zastanawiałam się, gdzie może być Marcin, miałam nadzieję, że ta bestia nie zrobiła mu niczego. Ale skoro nie wrócił po mnie, to nie powinnam oczekiwać cudów. Nagle usłyszałam, jak ktoś biegnie. Wstałam szybko i schowałam się w ciemny kąt za trumną, która stała niedaleko. Były to jednak ludzkie kroki. Zaraz też drzwi do grobowca otworzyły się i wpadł do nich jakiś chłopak. Przez chwilę, gdy drzwi były otwarte i wpadał do środka maleńki snop blasku księżyca, widziałam twarz tego chłopaka. A był to... Darek.
Wskoczył do grobowca i znieruchomiał. Najpierw nie mogłam wyjść z szoku, że to nie on jest tym wilkołakiem. Ale po chwili przeszło mi. Najciszej jak tylko umiałam podeszłam do niego.
- Co ty tu robisz? – syknęłam mu do ucha.
Darek podskoczył, ale na szczęście nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
- Ja? – szepnął zdziwiony. – Raczej co ty tu robisz?
- Ukrywam się przed tym czymś!
Chwilę nic nie mówił.
- Zrobił ci coś? – zapytał w końcu.
- Nie. 
Usłyszałam cichy chrzęst metalu. Wyciągnęłam dłoń, by dotknąć jego ramienia, i wyczułam broń. Cofnęłam rękę.
- Co ty robisz z tą bronią? – szepnęłam ostro.
- Poluję – odszepnął spokojnie. – Na wilkołaka.
- Aha, no jasne – mruknęłam ironicznie.
Usiadł na ziemi opierając się o ścianę, jak ja wcześniej. Zrobiłam to samo i przysunęłam się do niego jak najbliżej. Przez przypadek zawadziłam o jego ramię. Darek jęknął cicho.
- Jesteś ranny? – zapytałam szeptem, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
- Trochę mnie drasnął....
Wstrzymałam oddech przestraszona.
- Ale ty chyba.....
- Nie – przerwał mi. – Nie będę się zamieniać. To były tylko pazury.
Nagle to coś wyrwało drzwi grobowca i odrzuciło je daleko. Wrzasnęłam krótko, cofając się. Niestety to Darek był bliżej wejścia, więc potwór złapał go pierwszego. Jego broń potoczyła się po ziemi, a srebrne naboje rozsypały dookoła. Siedziałam na podłodze jak sparaliżowana.
- Marit, naładuj broń! – krzyknął Darek, a wtedy wilkołak rzucił nim o ziemię. 
Stracił przytomność. Bestia wolnym, ciężkim krokiem zbliżyła się do mojego kuzyna, przy nim tak śmiesznie małego, by zadać śmiertelny cios. Uniósł go bez problemu jak szmacianą lalkę do góry i zamachnął się swoją wielką, włochatą łapą z długimi pazurami. Wtedy strzeliłam. 
Potwór wypuścił Darka ze swoich łap i odwrócił się w moją stronę. Z małej dziury po kuli zaczęła wypływać brunatna krew. Wilkołak zachwiał się, po czym ryknął wściekle i ruszył w moją stronę. W pośpiechu chwyciłam najbliżej leżący nabój, po czym drżącymi dłońmi zaczęła ładować broń. Bestia była coraz bliżej, a ja nie mogłam wsadzić do środka tego cholernego naboju. Przerażona wepchałam go na siłę, gdy potwór pochylił się nade mną. Wystrzeliłam. Udało mi się i wystrzeliłam. To coś cofnęło się, zaskomlało jak zbity pies i zwaliło się ciężko na trawę. Chwilę jeszcze wiło się skomląc, a potem znieruchomiało. 
Odrzuciłam od siebie broń i podbiegłam do Darka. Leżał nieprzytomny, niemal cały zakrwawiony. Lekko uderzyłam go po twarzy.
- Darek, obudź się! – szepnęłam ostro, potrząsając nim. – Przecież to tylko kilka zadrapań.....
Wolno otworzył oczy i spojrzał na mnie. Zamrugał kilka razy, dotknął ręką czoła, po czym odsunął się ode mnie i wstał. Zobaczył martwego wilkołaka. 
- Ty to zrobiłaś? – zapytał odwracając się do mnie.
Milczałam przez chwilę, zastanawiając się, czy to dobrze, czy raczej źle.
- Tak....
- Umiesz strzelać? – zdziwił się.
- To, że jestem dziewczyną, nie oznacza, iż nie znam się na takich prostych rzeczach – odparłam urażona. – A dlaczego ty włóczysz się po lesie z bronią pełną srebrnych kul?
Zawahał się chwilę, jakby chciał uniknąć odpowiedzi. Nerwowo poprawił czarną kurtkę.
- Mam co nieco wspólnego z takimi rzeczami...
- Doprawdy? – spytałam podejrzliwie. – I niby co takiego robisz?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to co? Czyszczę świat właśnie z takich stworów!
- Aha, szczytny cel. – Wstałam i stanęłam obok niego, patrząc w dół na wilkołaka.
- A dlaczego to cię tak interesuje? – zapytał w końcu.
- Bo ja też mam „co nieco wspólnego” z takimi rzeczami.
Spojrzał na mnie, a ja ze spokojem zniosłam jego wzrok.
- A gdzie Marcin? – spytałam po chwili. – Mam nadzieję, że nic mu nie jest....
Darek przyjrzał mi się z niedowierzaniem.
- Chyba żartujesz? – odparł w końcu. Uśmiechnął się z ironią i spojrzał w dół na wilkołaka. – Przecież właśnie go zabiłaś.... 

Marit

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz