z internetu.
Szczerze powiem, że nigdy nie wierzyłam w sukces naszej działalności. Nigdy nie wierzyłam, że nasza walka z mrocznym światem i złem czającym się w nim zostanie choćby zauważona. Marzyłam o tym, to prawda, ale nigdy nie wierzyłam.Jedno wam powiem: walka ze złem to nie bułka z masłem. Zwłaszcza, gdy okazuje się, że źródłem tego zła wcale nie jest mroczny świat. Kiedy tylko Darek wrócił do siebie, zostawiając mnie samą po tym moim koszmarze, zadzwoniła do niego pewna kobieta z prośbą, abyśmy udowodnili bezpodstawność plotek o potworze z lasu przy ich miasteczku. Od kogoś dowiedziała się, że „zajmujemy się sprawami paranormalnymi”, jak się wyraziła. Kobieta miała camping w pobliżu tego lasku, a plotki nie pomagały jej w interesach. Sama twierdziła, że nigdy nie słyszała choćby szumu w krzakach, dlatego trzeba było położyć kres tym plotkom, które tylko przeszkadzały ludziom w ich uczciwej pracy. W sumie, gdy dowiedziałam się, jakie ceny wyznaczała pani Brodnicka, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno brak gości jest spowodowany plotkami.
Do campingu pojechaliśmy już następnego dnia. Darkowi udało się wszystko załatwić wyjątkowo szybko, więc nim się z Kaśką obejrzałyśmy, już byłyśmy z nim w drodze do owego miasta, w którym znajdował się camping. Na miejsce dotarliśmy w późne popołudnie. Słońce jeszcze świeciło jasno, ale wieczór zbliżał się ogromnymi krokami. Wiedziałam, że musimy załatwić wszystko jak najszybciej, byle tylko nie czekać z tym do nocy. Niestety na miejscu okazało się, że co najmniej jedną noc będziemy musieli tam spędzić.
Pani Brodnicka pokazała nam miejsce, a my rozstawiliśmy namioty. Ja spałam z Kaśką w jednym, a Darek osobno. Uznaliśmy, że tak będzie najlepiej, chociaż nie do końca bezpiecznie, zważywszy na to, że zawsze pakujemy się z Kaśką w kłopoty o ile w ogóle jest taka możliwość. Tym razem wcale nie było inaczej.
Wieczorem, gdy słońce wolno zaczęło zachodzić, poszłam z nią na spacer po owym lesie, mając nadzieję, że może coś zauważymy ciekawego. Chodziłyśmy po nim jakąś godzinę, ale nie był to zbyt wielki las, dlatego po godzinie zaczął nas nieco irytować, gdyż znałyśmy już jego każdy zakątek na pamięć. Usiadłyśmy więc na ławce przy ogrodzeniu sąsiedniego campingu.
- Ej, Marit... – zaczęła Kaśka, jakby nie wiedziała, co chce powiedzieć. Położyłam księgę, którą wzięłam na wszelki wypadek, na ławce obok, a Kaśka wbiła w nią nieobecny wzrok. – Pamiętasz ten koszmar, co Ci się śnił, i potem Darek został u nas przez jakiś czas, żeby... no, nawet nie wiem do końca, po co. Pamiętasz ten sen? Co to było?
Zerknęłam na nią z ukosa, po czym oparłam się wygodnie i wyciągnęłam nogi przed siebie. Z lasu wyleciała chmara kruków, przecinając płonące niebo od zachodu słońca.
- Demon Snu – mruknęłam cicho. Kaśka wbiła we mnie wyczekujące spojrzenie. – To był Demon Snu. Chodziło mu o... medalion. Ale żeby go dostać musiał najpierw wtłoczyć w mój mózg koszmary. – Uśmiechnęłam się gorzko, nie do końca wiedząc, czy chcę o tym mówić. Gdy tak milczałam, doszłam do wniosku, że te koszmary wcale nie były aż tak straszne, jak wtedy, gdy mi się śniły. – Tak naprawdę – zaczęłam po chwili – to wszystko było bardziej śmieszne niż straszne. Wiesz, kto mi się śnił? Darek.
Za nami w krzakach coś trzasnęło cicho. Jakby łamiąca się gałązka. Zerknęłyśmy tam przestraszone, ale nic nie zobaczyłyśmy. Po chwili doszłyśmy do wniosku, że musiał być to jakiś ptak albo wiewiórka.
- Darek? – zapytała Kaśka wracając na miejsce, jakby nigdy nic. Co chwilę zerkała przez ramię zlękniona. – Ale jak to? Boisz się go, czy jak?
- Nie! – odparłam nieco za szybko. Westchnęłam. – To znaczy, trochę. A raczej tego, że... Hmm, jakie to skomplikowane... W sumie sama nie wiem czego się boję. Przecież nie jest taki zły...
Kaśka patrzyła na mnie wymownie.
- Aha, rozumiem – powiedziała dobitnie, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Nie o to chodzi! – warknęłam i popchnęłam ją lekką, na co wybuchnęła śmiechem. – Oj, zamknij się!
- Wiedziałam! – krzyknęła, łapiąc się za brzuch ze śmiechu. – Wiedziałam, że wy ten teges!
Odwróciłam się od niej, obrażona nie wiadomo na co.
- No i nie opowiem ci reszty snu, a co! – powiedziałam zakładając ramiona przed sobą.
Kaśka zamknęła się i szybko usiadła przede mną, żeby mnie dobrze widzieć. Wbiła we mnie zaintrygowany wzrok.
- No powiedz! Błagam! To musi być najciekawsze, nie pozbawiaj mnie tej przyjemności!
Westchnęłam ostentacyjnie, jakbym robiła jej niewiadomo jaką łaskę, po czym zaczęłam:
- No dobra. Chodzi o to, że... śniło mi się, że z nim... spałam.
- No co ty! – nie mogła się powstrzymać Kaśka.
- On był jakiś taki czuły i... hmm, kleił się do mnie, wiesz co mam na myśli. Taki jak nie on, a jednak... było to nawet całkiem przyjemne. Chociaż wtedy byłam przerażona, jak obudziłam się obok niego, NAGIEGO, w ogóle nie wiedząc o co chodzi, rozumiesz... Ten Darek ze snu był inny, cieplejszy, bardziej chętny do... no wiesz. Po prostu robił to, co chciał. Wkurza mnie to, że ten prawdziwy Darek tak się przed wszystkim wstrzymuje. Jest taki opanowany, taki chłodny, taki... nieprzystępny. Czasami po prostu doprowadza mnie to do pasji! Ech!
- Tak, wiem co masz na myśli... – powiedziała Kaśka dziwnie rozmarzona.
- Ale potem w tym śnie Darek zamienił się w Demona Snu. I on chciał medalionu. – Uśmiechnęłam się z satysfakcją. – Ale go nie dostał.
Znowu coś cicho trzasnęło za nami.
- Wiesz co – powiedziałam do Kaśki, patrząc uważnie na krzaki. – Słońce zaszło, może lepiej już pójdziemy, co?
Wstałyśmy pospiesznie i ruszyłyśmy w stronę naszych namiotów.
***
Obudziłam się w środku nocy i nie mogłam zasnąć. Leżałam długo w ciemnościach, myśląc. Kaśka po chwili również się obudziła i poszła za potrzebą, zostawiając mnie samą. Gdy tak się zastanawiałam, nagle przypomniało mi się, że przecież zapomniałam wziąć księgi z ławki przy lesie. Musiałam po nią iść, chociaż bałam się trochę sama. Ale pomyślałam, że skoro Kaśka jest na tyle odważna, żeby samotnie pójść do toalety, to i ja mogę sama przejść się kawałek po książkę.
Kiedy tylko wysunęłam się z namiotu, od razu pożałowałam swojego pomysłu. Było tak ciemno, że nie widziałam nawet swojej wyciągniętej ręki. Ale jak powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć „b”.
Wolno, wciąż potykając się o wszystko, ruszyłam w ciemność w kierunku, który instynktownie uznałam za słuszny. Po jakichś pięciu minutach, doszłam do czegoś, co w ostateczności mogło przypominać ławkę. Położyłam na niej obie dłonie i zaczęłam szukać księgi. Pierwsza ławka – nie ma. Druga ławka – nie ma. Trzecia ławka – o! Wyglądało na to, że znalazłam księgę. Była jednak otwarta, a ja nie zostawiłam jej otwartej. Zamknęłam ją więc, wzięłam z ławki i rozejrzałam się uważnie, mając nadzieję, że mimo wszystko coś zobaczę. Ale nie musiałam nic widzieć.
Po drugiej stronie ławki, tam, gdzie powinny być krzaki, coś zaszeleściło. Zesztywniałam przerażona, wpatrując się intensywnie w ciemność. Przez chwilę znów panowała cisza. Przez chwilę zupełnie nic się nie działo, aż tu nagle jak coś nie łupnie! Usłyszałam, że „owo coś” wyskoczyło zza krzaków i zatrzymało się jakieś dwa metry ode mnie. Moje oczy zdążyły się trochę przyzwyczaić do ciemności, więc widziałam słaby zarys czegoś, co na pewno nie było człowiekiem i ławki między mną a potworem. „To coś” stało równie nieruchomo, jak ja. Jakby czekało. Do moich uszu dotarło ciche sapanie i powarkiwanie, ciężki oddech tego czegoś, przez ułamek sekundy blask księżyca odbił się od jego ślepi. Zabrakło mi tchu. Zaczęłam się cofać, w porywie instynktu samozachowawczego. Nie wiedziałam, co to jest i czego chce ode mnie. Wiedziała jedynie, że na pewno nie ma dobrych zamiarów.
W pewnym momencie zobaczyłam jak potwór wyciąga wolno łapę w moją stronę. Zrobiłam kilka nerwowych kroków w tył, a wtedy „to coś” przeskoczyło przez ławkę i szybko ruszyło ku mnie. Przerażona wrzasnęłam głośno, ścisnęłam mocniej księgę i ile sił w nogach pobiegłam w stronę namiotów. Wpadłam do naszego, w którym wciąż nie było Kaśki i schowałam się w śpiworze, jakby tylko to mogło uratować mnie przed potworem. Poczułam, jak coś ściąga ze mnie śpiwór. Krzyknęłam przestraszona.
- Spokojnie! – powiedział Darek, zapalając latarkę. – To ja!
- Darek? – wyrzuciłam z siebie, przerażona jak diabli i niewiele myśląc rzuciłam się w jego ramiona.
Nie odsunął się, ani nie odtrącił mnie. Tulił mnie do siebie dosyć długo, aż całkowicie się nie uspokoiłam. Byłam bliska płaczu.
- Przepraszam – wydusiłam z siebie , odchylając się lekko, by spojrzeć mu w twarz. – Tam coś było, widziałam to! Goniło mnie, a ja...
- Wiem, spokojnie! – przerwał mi Darek, czule dotykając moich włosów. – Też to widziałem. Ale jak się tylko pojawiłem, to uciekło w las. Było za ciemno, by dokładnie stwierdzić, co to było.
- Co ty robisz? – zapytałam cicho, czując jego dłoń na policzku.
Milczał długo. Widziałam jego błękitne oczy patrzące w moje tak intensywnie, że poczułam się, jakbym była zupełnie naga. Poczułam, jak drugą dłoń kładzie na moich plecach i delikatnie całym sobą popycha mnie na poduszkę. Moje oczy zrobiły się wielkie jak pięć złotych.
- Darek...
- Ciii! – przerwał mi, kładąc kciuk na moich ustach. Wolno przesunął nim po dolnej wardze, aż poczułam dreszcze. Drugą rękę z pleców przełożył na moje kolano, przesuwając ją ostrożnie ku górze, pod cienką koszulkę nocną, którą miałam na sobie. Położył się na mnie, a jego oczy błyszczały. – Słyszałem dzisiaj twoją rozmowę z Kaśką – wyszeptał z trudem, jakby brakowało mu powietrza. – Poszedłem za wami, bo bałem się, że może wam się coś stać. Nie chciałem podsłuchiwać, ale... mówiłyście o mnie, więc... – Omiótł głodnym spojrzeniem moją twarz. – Mówiłaś, że w twoim śnie, byłem... inny. Cieplejszy. Czuły... Chciałabyś, bym brał, co chcę. Czego pragnę... Więc biorę...
Pochylił się i wolno ucałował moje usta, jakby z wahaniem lub lękiem. Na chwilę znieruchomiał, a mi wydawało się, że mija wieczność. Nasze wargi skleiły się namiętnie, a on jakby czekał na coś wahając się. W końcu, jakby coś w nim pękło, wpił się w moje usta pożądliwie, nieopanowanie, niemal brutalnie, z dziką żądzą, a ja westchnęłam z nieopisaną ulgą, jakby w końcu nadszedł kres moich cierpień, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję, czym poddałam się jego woli.
Szarpnął dłonią, a moja koszula pękła z trzaskiem. Jęki wydobywające się z jego ust były tak podniecające, że przylgnęłam do niego całą sobą, nie mogąc się powstrzymać. Koszula pękając odsłoniła dolną część mojej bielizny. Darek odchylił się lekko, by całkiem rozerwać koszulę, gdyż wyczuł, że nie mam stanika.
Do namiotu weszła Kaśka.
- O! Przepraszam! – powiedziała na widok Darka, dosłownie zdzierającego ze mnie koszulę, wiszącego nade mną na łokciu. Spojrzała na nas surowo. – Ale wy jesteście szybcy! Nawet załatwić się nie można!
Darek wstał pośpiesznie, poprawił ubranie i rzucając mi ostatnie głodne spojrzenie, wyszedł. Westchnęłam zawiedziona.
- Zawsze wiesz, kiedy – powiedziałam cicho, na co Kaśka wybuchnęła śmiechem.
Poprawiłam na sobie koszulę, z której i tak niewiele już zostało, po czym odwróciłam się tyłem do niej. Dużo myślałam tej nocy. O Darku, a tym, że słyszał, jak opowiadałam sen Kaśce, i o potworze. Musieliśmy dowiedzieć się, co to było, i jeśli to możliwe – zniszczyć go. W pamięci przejrzałam zaklęcia z księgi, zastanawiając się, które mogłyby być przydatne, ale niewiele wymyśliłam.
I tak oto, obmyślając plan pozbycia się potwora z lasu, próbowałam stłumić ogień, jaki Darek we mnie rozpalił, pozostawiając go samemu sobie.
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz