Z internetu
Dziwne rzeczy zaczęła dziać się już tego samego dnia, gdy sprzedała talizman. Choć to nie było jeszcze dosłowne spotkanie z mrocznym światem. Przynajmniej tak mi się wydawało.Jechałam samochodem do domu z rynku, na którym spotkałam starą cygankę. Padał deszcz, droga była słabo widoczna, a ja uparłam się, żeby talizman sprzedać na rynku, oddalonym od mojej miejscowości o około trzydzieści kilometrów. W drodze powrotnej, gdy właśnie padał deszcz, niczego nie widziałam, dlatego nie trudno było pomylić drogę. Zjechałam na drogę, której w ogóle nie znałam i w głębokiej świadomości, że jadę dobrze, zboczyłam mnóstwo kilometrów w głąb jakichś pustkowi. Potem jeszcze samochód zapadł mi się w błoto.
Niedaleko zobaczyłam jakiś budynek. Wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam w tamtą stronę, licząc, że znajdę tam chociaż telefon. Gdy zbliżyłam się do budynku wystarczająco blisko, by przyjrzeć mu się uważnie, zobaczyłam, że był to hotel. Wydało mi się to dziwne, by na pustkowiu stał hotel, ale wtedy myślałam tylko o telefonie. Minęłam wielką bramę i przez zalany deszczem trawnik dobiegłam do drzwi. Zapukałam głośno. Po chwili drzwi otworzył mi starszy pan. Był niski i trochę przy kości, ale uśmiechał się bardzo sympatycznie, dlatego nie zwracało się uwagi na jego ułomności, czyli również jego kulenie. Był niemal łysy i nosił okulary, co sprawiało dosyć śmieszne wrażenie. Jednak było w nim coś, co mi nie pasowało. Spojrzał zatroskanym wzrokiem na moje mokre ubranie i skapujące krople deszczu z włosów.
- W czym mogę ci pomóc, drogie dziecko? – zapytał tubalnym głosem, odsuwając się, bym mogła wejść do środka.
Przestąpiłam próg, a drzwi zamknęły się za mną z głośnym jękiem. Wstrząsnął mną dziwny dreszcz, który nie miał nic wspólnego z mokrym ubraniem. Odwróciłam się do mężczyzny.
- Przepraszam, że przeszkadzam – zaczęłam dość nieśmiało. Spojrzałam z lękiem na piękny biały dywan pod stopami, starając się nie ruszać, by jak najmniej wody skapywało na niego. – Mój samochód ugrzązł w błocie tu niedaleko, a ja nawet nie wiem, gdzie jestem. Zobaczyłam ten budynek i pomyślałam, że może mogłaby skorzystać z telefonu....
Wtedy rozległ się głośny trzask błyskawicy. Starszy pan wyjrzał przez maleńkie okienko obok drzwi, a wtedy rozległ się kolejny grzmot. Światło błyskawicy rozświetliło jego twarz w jakiś dziwny, demoniczny sposób.
- Ależ oczywiście – odparł spokojnie i ruszył w głąb budynku. Poszłam za nim.
Minęliśmy kilka drzwi, potem wielki hol i mały bar, dalej były schody, stare, szerokie, nieskończenie długie, a mężczyzna przeszedł obok nich i otworzył drzwi za nimi. Weszliśmy do środka. Była to kuchnia, mała, ale przytulna i ciepła. Przy piecyku stała tyłem do nas kobieta z siwymi włosami. Miała na sobie czarną długą suknię. Gdy weszliśmy, odwróciła się z miłym uśmiechem na twarzy.
- O! – wyrwało jej się na mój widok. – Co ci się stało, dziecko? Usiądź, zrobię ci herbatki.
Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, jak starsza pani zaczyna krzątać się przy kuchence. Chciałam coś powiedzieć, przypomnieć, że jestem cała mokra i ubrudzę siedzenie, ale mężczyzna był pierwszy.
- Hanno, ta pani przyszła zadzwonić! Ma problemy z samochodem. Poza tym jest cała mokra! Jak zamierzasz ją ugościć? Chcesz, żeby się pochorowała?
Kobieta zatrzymała się i spojrzała na mnie zamyślona. Po chwili ruszyła do drzwi.
- Masz rację, Zbyszku – powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu. Uśmiechnęli się do siebie. – Zaprowadzę ją do jakiegoś pokoju i poszukam czegoś do przebrania. Chodź za mną, dziecko!
I wyszła z kuchni. Stałam chwilę, nie wiedząc co zrobić. Nie da się zaprzeczyć, ci państwo byli bardzo mili i uprzejmi dla mnie, ale ja chciałam tylko zadzwonić. Nie zamierzałam tam nocować, co to – to nie!
Ale nie znajdując żadnego wyjścia ruszyłam za starszą panią, nazwaną Hanną.
Po tych długich starych schodach weszła na piętro. Było tam mnóstwo drzwi, widocznie do pokoi. Hanna przeszła przez cały korytarz i otworzyła drzwi na samym końcu, naprzeciwko schodów. Weszłam tam za nią.
Był do piękny staroświecki pokój, z łóżkiem z baldachimem i wielkimi kotarami na oknach. Meble też wyglądały dość staro. Hanna podeszła do wielkiej szafy i wyciągnęła z niej długą bufiastą suknię. Podała mi ją z przepraszającą miną.
- Nie mamy tutaj żadnych innych ubrań, tylko takie starocie – powiedziała cicho. – Mam nadzieję, że pani się nie obrazi.
Przyjrzałam się uważnie sukni. Była lekko zakurzona, ale to nie przeszkadzało. Wyglądała trochę jak z jakiegoś filmu kostiumowego, choć mi się podobała.
- Nic nie szkodzi – odparłam po chwili. Spojrzałam na Hannę i uśmiechnęłam się. – Może mi pani mówić na „ty”. Nazywam się Marit.
- Och, dziękuję – powiedziała tamta z uśmiechem. – Mi również proszę mówić po imieniu.
- Hanna?
- Tak.
Starsza pani wyszła z pokoju zostawiając mnie samą. Obok drzwi zobaczyłam wejście do łazienki, gdzie znalazłam suche ręczniki. Po jakimś czasie już schodziłam do hotelowej kuchni w długiej sukni, jak dama ze starej opowieści. Nim otworzyłam drzwi, usłyszałam kawałek rozmowy Hanny ze Zbyszkiem.
- ... Nie. Myślę, że to ona – powiedział mężczyzna.
- Może i tak – odparł drugi, kobiecy głos. – Ale jak to będzie?
- Da sobie radę. Nie musimy w niczym pomagać...
Westchnęłam i weszłam do kuchni. Nic nie rozumiałam z ich rozmowy, więc nie było po co słuchać dalej. Na mój widok oboje zamilkli, a po chwili, gdy usiadłam i dostałam filiżankę ciepłej herbaty, zaczęli wypytywać mnie o różne rzeczy. Ja też ich pytałam trochę. Dobrze nam się rozmawiało, toteż nawet nie zauważyłam, że był już wieczór. Gdy spojrzałam na wielki kuchenny zegar na ścianie, przestraszona wstałam z miejsca.
- Och! Przepraszam, zasiedziałam się trochę! Muszę zadzwonić! Mogę skorzystać z państwa telefonu?
Pokazali mi gdzie leży aparat. Wzięłam słuchawkę do ręki i przyłożyłam ją do ucha. Nie było sygnału. Widocznie błyskawice musiały uszkodzić linię.
- Głucho – jęknęłam naciskając wszystkie przyciski.
- Może do rana naprawią to – powiedziała cicho Hanna, mieszając łyżeczką herbatę. Spojrzałam na nią niemal przerażona. Wiedziałam, co zaraz powie. – możesz u nas przenocować i jutro zadzwonić....
W mojej sytuacji, nie miałam innego wyjścia. Mogłam zostać i przenocować, lub wrócić do samochodu. Dlatego zostałam.
Rozmawiałam jeszcze jakiś czas z Hanną i Zbyszkiem. Kiedy zrobiło się naprawdę późno kobieta odprowadziła mnie do tego samego pokoju, w którym byłyśmy wcześniej, i zostawiła samą.
Poszłam do łazienki, umyłam się trochę, zdjęłam suknię i w bieliźnie położyłam do wielkiego łóżka. Leżałam chwilę patrząc w ciemne okno niedaleko, nie mogąc zasnąć. Nachodziły mnie dziwne myśli, których nie mogłam zrozumieć. Blask księżyca padał na podłogę. Świecił dziwnie jasno tej nocy.
Nagle ciszę hotelu przerwały czyjeś kroki. Drgnęłam gwałtownie przestraszona, ale po chwili ofuknęłam się w duchu, myśląc, że to kroki Hanny. Ale te kroki były coraz głośniejsze, jakby zbliżały się do pokoju, w którym byłam. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
Jęknęłam cicho. Zastanawiałam się chwilę nad możliwością ucieczki, ale chyba takiej nie było. Naciągnęłam na siebie kołdrę.
- P-proszę – wyjąkałam słabo, siadając.
Drzwi wolno odchyliły się. Było bardzo ciemno i nic nie widziałam, co wcale nie było łatwiejsze do zniesienia. Po chwili usłyszałam głos.
- Marit? Śpisz?
Wypuściłam z ulgą powietrze. To był głos Hanny. Czasem wpływ wyobraźni jest zaskakujący.
- Nie, jeszcze nie śpię...
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że telefon już działa – szepnęła cichutko. – Ale teraz chyba i tak nikt nie odebrałby...
-Tak, masz rację – odszepnęłam. Wtedy, kiedy byłam już tak zmęczona, nie wiele mnie to interesowało. – Jutro rano spróbuję.
- Tak też myślałam....
Wyszła zamykając za sobą drzwi. Leżałam przez chwilę, ale coraz mniej chciało mi się spać. W końcu nie wytrzymałam i wstałam z łóżka. Ubrałam suknię byle jak i wyszłam na korytarz. Tam było jeszcze ciemniej niż w pokoju. Po omacku dotarłam do schodów, po czym zeszłam do kuchni. Hanna zostawiła tam dzbanek z herbatą, gdyby ktoś miał ochotę czegoś się napić. Była już zimna, ale nalałam sobie trochę do szklanki.
Stanęłam przy oknie. Na zewnątrz wciąż padało, ciężkie krople dudniły o parapet i szyby, ale księżyc świecił jasno przez deszcz. Dziwna to była noc, jak wszystko to, co działo się w hotelu.
- Zaraz powinno przestać padać – usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się gwałtownie. W kącie na krześle siedział młody mężczyzna. W świetle księżyca zdołałam zobaczyć jego ciemne dosyć długie włosy i staromodne ubranie, jak moja sukienka. Patrzył na mnie, a raczej mierzył mnie wzrokiem, jakby nie mógł oderwać ode mnie oczu. Zauważyłam jego połyskujące w ciemności oczy. Padał na niego słaby blask księżyca. Twarz miał surową i nieprzeniknioną, ale wtedy wydała mi się fascynująca.
- Och! Przepraszam! – powiedziałam szybko. - Nie zauważyłam pana.... Myślałam, że tu nie ma żadnych gości....
- Przybyłem kilka minut temu – powiedział głosem, który wywołał u mnie dreszcze.
- Dlatego pan również ma na sobie te ubrania....
- Mów mi Rafał – przerwał mi mężczyzna, wstając i podchodząc do mnie. Kiedy tak stał przede mną, wysoki i postawny, wydawał się jeszcze bardziej intrygujący. – Nie lubię, gdy ktoś mówi do mnie „pan”. Czuje się wtedy starszy niż w rzeczywistości jestem.
- Dobrze. Jestem Marit....
Wyciągnął dłoń, a ja ją uścisnęłam. Gdy dotknęłam jego skóry, przeszył mnie dziwny prąd, a w powietrzu dało się wyczuć drażniące napięcie.
Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie.
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz