z internetu.
Czasami, gdy doświadczymy czegoś strasznego, wydaje nam się, że widzieliśmy już wszystko. Czasami, gdy jest nam źle, myślimy, że nie może być już gorzej. Czasami, gdy zrobiliśmy coś naprawdę złego, mówimy, że to już koniec. Ale to nigdy nie jest koniec. Zawsze, choćby nie wiem jak było źle, zawsze może być jeszcze gorzej. Powinna to być optymistyczna myśl. Ale nie jest.Od naszej ostatniej misji minęło kilka dni. Już myślałam, że może Darek zapomniał o nas, że podstępem zwiał, żeby tylko nie pracować już z nami. W końcu jednak zadzwonił telefon, a po drugiej stronie usłyszałam jego słaby głos.
-... o nic nie pytaj... – wyszeptał, czy może raczej wyjęczał. – Weź swój amulet i przyjedźcie do zamku w Anielinie... Wiesz, gdzie to jest....
I rozłączył się. Przez chwilę stałam z rozdziawioną buzią, nie wiedząc nawet, jak się nazywam. Nie da się ukryć: sposób, w jaki zawsze nie z tego ni z owego pojawia się w moim życiu, jest po prostu uroczy....
Mimo moich złorzeczeń, zwlekłam Kaśkę z łóżka, wzięłam grubą księgę z zaklęciami i ruszyłyśmy, nie do końca wiedząc gdzie. Na całe szczęście jednak okazało się, że owy Anielin jest małą miejscowością niedaleko naszej, a w nim jest tylko jeden jedyny zamek, który musiałybyśmy teraz przeszukać. Proste. Jak każda nasza misja...
Po jakiejś godzinie zatrzymałam samochód przed dziwną, upiorną ruiną, którą nie wiadomo dlaczego nazywano zamkiem. Kaśka wyskoczyła z pojazdu, trzasnęła za sobą drzwiami i pobiegła na wzgórze, jakby znajdowało się tam wesołe miasteczko. Z niewielkim entuzjazmem poczłapałam za nią.
Zanim zabrałyśmy się za szukanie Darka, najpierw musiałyśmy znaleźć wejście do „zamku”. Zajęło nam to jakieś dwadzieścia minut, ale jak już w końcu znalazłyśmy zbutwiałe, rozwalone drzwi, które prawdopodobnie prowadziły kiedyś do pomieszczeń dla służby, w każdym razie nie były to drzwi frontowe, znalazłyśmy się w dziwnie ciemnych pomieszczeniach ruin. Od środka wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Jak prawdziwy zamek! Może tylko trochę okurzony i z zasłoniętymi płótnami meblami, ale jakby jeszcze niedawno ktoś tam mieszkał. Obie z Kaśką byłyśmy zauroczone tym miejscem, dlatego musiało minąć sporo czasu, zanim przypomniałyśmy sobie cel naszego przybycia do Anielina.
Na szczęście nie zajęło nam dużo czasu odnalezienie go. Był w jednej z komnat.. Kiedy zaczęłyśmy się zbliżać, a stuk naszych kroków głośno odbijał się od ścian, nawet się nie odwrócił. Zorientowałyśmy się dlaczego dopiero, gdy podeszłyśmy do niego. Siedział nieprzytomny, oparty o ścianę, z mocno poharataną ręką. Szybko wyciągnęłam z torby ostatnie opatrunki i zaczęłam bandażować mu ramie.
- A temu co się stało? – zapytała Kaśka, niepewnie rozglądając się dookoła.
Zawiązałam bandaż i spojrzałam na nią z dołu.
- Skąd ja mogę wiedzieć? – Zerknęłam na Darka. Nie wyglądał zbyt dobrze. Niemal całą kurtkę miał we krwi, a jego twarz była zwyczajnie biała jak kreda. – Nie brzmiał dobrze, jak do mnie dzwonił...
Lekko potrząsnęła nim, ale nic się nie stało. Kaśka przez chwilę przyglądała się moim poczynaniom, aż w końcu odepchnęła mnie zniecierpliwiona i uderzyła do otwartą dłonią w twarz. To, oczywiście, podziałało bez zarzutu.
Darek jęknął i otworzył oczy. Spojrzał na mnie, jakby nie do końca mnie kojarzył, po czym jego oczy przybrały wielkość monet. Mocno złapał mnie za łokieć.
- W tym zamku straszy! – szepnął cicho, ale wyraźnie. – Masz amulet? Trzeba ją szybko stąd odegnać!
- Uspokój się! – powiedziałam, wyszarpując łokieć. – Mam wszystko. Tylko powiedz dokładnie, o co chodzi...
Spróbował wstać, ale zachwiał się tylko i z powrotem opadł na podłogę. Pomogłam mu się podnieść, a on oparł się o mnie.
- W zamku jest duch – powiedział w końcu. – Chodźcie, musimy go odnaleźć... A dokładniej – ją.
Ruszyłam z Darkiem w stronę jakichś drzwi, ale ten zaraz przystanął.
- Chwilę... Coś jest nie tak – szepnął i odwrócił się. – Kaśka?
Spojrzałam na nią. Niczego dziwnego w niej nie zobaczyłam, ale Darek wciąż wpatrywał się w nią intensywnie.
- Kaśka? – powtórzył. – Gdzie jest Kaśka?
Zerknęłam zdziwiona na niego, chcąc zapytać, o co mu chodzi, ale nie zdążyłam. Odpowiedź przyszła wcześniej.
- Masz na myśli tę, której ciało zabrałam? – powiedziała Kaśka bezbarwnym głosem. Sztywno podeszła do ściany, nacisnęła coś, a przed nią pojawiło się ukryte wejście. Nim zniknęła w ciemnej dziurze, powiedziała: - Jeśli nie zniszczycie amuletu i nie wyniesiecie się z zamku do godziny, ta dziewczyna już nie wróci. – I odeszła.
Przez chwilę staliśmy, patrząc w ścianę, za którą zniknęła. W końcu spojrzałam na Darka.
- I co teraz? – warknęłam, odsuwając się od niego gwałtownie.
Zatoczył się, ale szybko odzyskał równowagę.
- O co ci chodzi, przecież to nie moja wina – odparł, patrząc na mnie spode łba, co tylko jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- A czyja? Ty kazałeś nam tu przyjechać...
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak będzie! – niemal krzyknął, po czym odwrócił się i powlókł do drzwi.
Wściekła ruszyłam za nim. Sama nie wiedziałam, dlaczego tak mnie drażni. Nagle po prostu zaczęło mnie denerwować w nim wszystko. Jakby to on był wszystkiemu na świecie winny. Wielce wkurzona minęłam go i poszłam przodem.
Weszłam do dużego pomieszczenia, jakby salonu, a Darek wtoczył się tam za mną. Fotele, sofy, stoły, szafki i inne meble przykryte zostały białym płótnem, co w tak ciemnym pokoju wyglądało wystarczająco strasznie. Tylko stare zniszczone pianino stało w kącie odsłonięte. Zerknęłam na Darka, który kiwnął niepewnie głową. Też czuł, że coś tu jest nie w porządku. Wolno podeszłam do pianina, na które padał słaby snop światła zza postrzępionych kotar ogromnych okien. Klawisze były brudne, niektóre również odskoczyły od reszty lub ich brakowało. Widok ten był smutny, przyszły mi na myśl moje lekcje z dzieciństwa, których udzielał mi dziadek. Odkąd umarł, nawet nie patrzyłam na pianino. Wtedy, gdy zobaczyłam ten stary, zniszczony instrument, stojący w zakurzonym kącie i jakby czekający, aż ktoś po raz ostatni zagra na nim kilka smutnych nut, nim rozsypie się na drzazgi i przestanie istnieć, naszła mnie nieprzemożona chęć, by chociaż spróbować zagrać coś na nim. Zobaczyłam mały stołek obok, więc przysunęłam go i usiadłam na nim.
- Co ty robisz? – syknął do mnie cicho Darek.
- Spokojnie, zagram tylko kilka nut – odparłam, nie do końca zastanawiając się nad tym, co robię.
Przyłożyłam ostrożnie palce do klawiszy. Niewiele pamiętałam z lekcji, praktycznie nic, ale wtedy, nie wiem jak, wiedziałam, co mam zagrać. Wzięłam głęboki oddech i grałam. Smutna melodia rozpłynęła się po całym pokoju, dźwięki pianina zdawały się jęczeć i szlochać. Darek zatrzymał się zasłuchany. Melodia wprawiła nas w swego rodzaju trans.
Nagle klapa pianina zamknęła się z hukiem, na co odskoczyłam przestraszona. Po prawej stronie stała bardzo stara kobieta, pomarszczona, siwa, brzydka jak noc, zdawała się być tak stara, jakby miała ze trzysta lat. Kobieta trzymała przed sobą Kasię, której przystawiła nóż do gardła. Jęknęłam cicho.
- Nie wolno grać na moim pianinie! – wrzasnęła stara okropnym skrzeczącym głosem, przykładając mocniej ostrze, a mała kropla krwi spłynęła Kasi po szyi. – Miałaś pozwolenie?!
- Widzisz, co narobiłaś? – warknął do mnie Darek. – Teraz ją rozzłościłaś, pięknie!
- Słucham? – odparłam obruszona. – To nie moja wina, że ją złapała, tylko twoja, no nie?
- Cisza! – wrzasnęła stara patrząc na nas wesoło. – Chcecie ją? – spytała i potrząsnęła Kaśką. – W takim razie musicie robić, co wam powiem. Oprócz tego, co wam kazałam wcześniej. Brakowało mi rozrywek... Zrobicie co wam każę. Jasne?! – krzyknęła na koniec, jakbyśmy byli głusi i przyjrzała nam się uważnie rozbawiona.
Darek kiwnął wolno głową, patrząc na mnie spod byka. Wystawiłam mu język i również pokiwałam głową.
- Bardzo mi się podoba, że się nie lubicie! – powiedziała stara, śmiejąc się wesoło. Chwilę zastanawiała się nad czymś, po jej minie już wiedziałam, że nie będzie to nic przyjemnego. W końcu na coś wpadła. – Wiem! Najpierw chcę zobaczyć jak się całujecie!
Przez chwilę nie docierało do mnie to, co powiedziała. Wydawało mi się to tak nierzeczywiste, jak moje wizje. W końcu jednak doszły do mnie jej słowa.
- Ale on jest moim kuzynem... – próbowałam się słabo bronić.
Stara kobieta przyjrzała nam się uważnie.
- Nie widzę żadnych więzów krwi między wami – odparła spokojnie. Spojrzała mi prosto w oczy i dodała po chwili: - I ty dobrze o tym wiesz. No już, całujcie się!
- Dobra, jak chcesz – warknął wściekle Darek.
Zobaczyłam jak chwiejnie podchodzi do mnie i gwałtownie, niemal brutalnie przyciąga mnie obandażowaną ręką do siebie, co wywołało na ułamek sekundy grymas bólu na jego twarzy. Drugą położył na moim policzku, by równie ostro podnieść moją głowę do góry. Wtedy zupełnie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ucałował moje usta, przechylił lekko głowę i zaczął całować mnie namiętnie, chaotycznie. Poczułam jego język, którym niezwykle pożądliwie dotykał mojego. Podświadomie odpowiadałam na pocałunki, które po chwili stały się wolniejsze, bardziej delikatne, ale wciąż były gwałtowne. Całował mnie teraz, jakby wbrew sobie, nie mogąc przestać, przeżywając za silne uczucia, pragnąc zbyt wiele. W końcu odsunął trochę swoją twarz od mojej i spojrzał mi w oczy. Jego przyspieszony oddech mieszał się z moim. Czułam jak drży na całym ciele, patrzył na mnie, jakby zrobił coś strasznego, jakby nagle coś w nim pękło. Trwało to tylko chwilę, krótką chwilę, ale wystarczyło, bym zwróciła na to uwagę.
Zauważywszy swoją reakcję, szybko zacisnął mocno szczęki, a twarz mu stężała. Nie odrywając wzroku od moich oczu, powiedział tym samym wściekłym głosem:
- Wystarczy?
- Łał, to było super! – krzyknęła Kaśka, zapominając, że ma przystawiony do gardła nóż. Stara kobieta szturchnęła ją mocno. – O, sory, zapomniałam.... – poprawiła się szybko.
Kobieta odkaszlnęła głośno.
- No, może być – powiedziała. Chwilę zastanawiała się, po czym dodała: - Chociaż widywałam lepsze pocałunki...
Nagle poczułam jak Darek wkłada dłoń, którą trzymał na moim policzku, za dekolt. Wciąż nie odrywał ode mnie wzroku, a gdy drgnęłam, chcąc odsunąć się, potrząsnął lekko głową. Kobieta nie zwracała już na nas uwagi.
- ... Nawet mój ukochany całował mnie piękniej – mówiła dalej. – Od niego dostałam to pianino, dlatego nie wolno nikomu na nim grać!
Chciałam już wyrwać się z jego objęć, by wymierzyć mu solidny policzek, ale wtedy poczułam, o co mu chodzi. Jego palce zacisnęły się na amulecie, który ukrywałam pod bluzką. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Wypowiem zaklęcie, a ty wyciągniesz jej nóż z ręki – szepnął tak cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i zwróciłam wzrok na nóż przystawiony do gardła Kaśki. Usłyszałam, jak cicho szepcze zaklęcie.
- ... Tylko to mi po nim zostało... A teraz wracajmy do naszego układu. – Spojrzała na Darka trzymającego amulet. – Co ty robisz, ty... – urwała nagle.
Stała zupełnie nieruchomo, jakby była na filmie i ktoś wcisnął pauzę. Darek puścił amulet, więc podeszłam, by wyjąć nóż z ręki starej kobiety. Kaśka również stała unieruchomiona.
- Co ty zrobiłeś? – zapytałam zdziwiona, machając dłonią przed oczami Kaśki.
- Wstrzymałem czas – odparł cicho.
Nie śmiałam spojrzeć na niego. Udałam, że czemuś się przyglądam, byle tylko nie musieć się odwracać. Usłyszałam, jak Darek wyciąga coś z mojej torby. Po szeleści kartek zrozumiałam, że była to księga zaklęć, którą wzięłam ze sobą, jadąc tu.
- Teraz przeczytam zaklęcie, które ją stąd wygna – powiedział, trochę jakby do siebie samego. Po chwili znalazł odpowiednie zaklęcie i przeczytał je. Kilka słów i salę rozjaśnił rażący blask. Zasłoniłam oczy dłońmi, a gdy je opuściła, już starej kobiety nie było. Salon wyglądał już jak prawdziwe ruiny, a na podłodze błąkały się promienie słońca.
Długo stałam, gapiąc się tylko na unieruchomioną Kaśkę. W końcu nie mogłam już tak dłużej. Odwróciłam się do niego.
- Co teraz? – zapytałam zdawkowym tonem.
Patrzył na mnie bez słowa, trochę jakby pytającym wzrokiem. Zamknął książkę i kucnął, by schować ją do torby.
- Masz amulet, to cofnij zaklęcie – odparł tylko.
- No jasne, łatwo ci powiedzieć! – powiedziałam z powrotem odwracając się do Kaśki. – Niby skąd mam wiedzieć, jak?
Wzięłam ostrożnie amulet w dłonie, nie bardzo wiedząc, co zrobić dalej. Na wyczucie nacisnęłam środek amuletu i szepnęłam coś, czego nawet nie pamiętam. Kaśka zamachała rękami w powietrzu i runęła do tyłu na ziemię. Podniosła się na łokciach.
- Kurczę, co się stało? – zaczęła i rozejrzała się dookoła. – Gdzie ona? Co jest? Czego masz takie wielkie oczy, Marit?
Poczułam dłoń Darka na swoim ramieniu. Szybko zamknęłam usta, która otworzyłam ze zdziwienia.
- A jednak wiesz więcej, niż myślisz – powiedział równie zaskoczony jak ja i szybko cofnął rękę.
***
Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. A jednak. Czasami jest w nas samych więcej tajemnic, niż przypuszczamy. Robimy coś, czego nigdy wcześniej nie robiliśmy, ale wychodzi to nam doskonale, doświadczamy czegoś, o co nigdy byśmy siebie nie podejrzewali, lub czujemy coś, co nigdy nie wydawało się nam możliwe. Czasami w takich przypadkach powiedzenie „nigdy nie mów nigdy” znajduje swoje potwierdzenie. A u mnie – nadzwyczaj często.
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz