-Hmmm...Dobrze..-Odrzekł niepewnie patrząc na wychodzącego Richarda.
Kiedy starszy policjant zniknął mu z pola widzenia Roland począł spacerować po pomieszczeniu.Po kilku chwilach zgasło światlo w budynku a kuchnie ogarnęła niesamowita ciemnośc.Roland zamarł.Cały czas myślał o kartce która ma w kieszeni.Wyciągnął szybko broń zza pasa i wymierzył w stronę gdzie znajdowały się drzwi. -Richard?To ty?-Zaczął dopytywać nerwowo chłopak.Jednak odpowiedzi nie usłyszał. Nic nie usłyszał...Zrobiło się nietypowo cicho.Za cicho.Roland zaczął zmierzać w kierunku gdzie były drzwi cichutko oddychając.Gdy był już przy wyjściu i po omacku odnalazł futrynę z drzwi usłyszał dziwny świst a potem kroki w pomieszczeniu gdzie się znajdował.Od razu oddał kilka strzał w kierunku gdzie słyszał odgłos i szybko odnalazł włącznik od światła i je zapalił.Nic nie zobaczył.Nic.Nawet w ścianach nie było dziur od kul nie było co zaniepokoiło chłopaka.Wycofał się z budynku i stanął przed domem twarzą skierowaną na drzwi.Wtedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.To nie był zwykły uścisk.To był lodowaty uścisk.Szybko się odwrócił lecz nic nie zobaczył co go przeraziło.Pobiegł w kierunku gdzie wcześniej szedł Richard.
-Rick!Gdzie jesteś!-Krzyczał czekając na odpowiedz która nigdy nie nadejdzie.Przedarł się przez gęste krzaki gdzie wchodził jego partner i dotarł do miejsca gdzie leżał chłopiec z nożem w głowie a obok niego czapka i pistolet Rick'a.,,Boże,,-Pomyślał chłopak wycofując się z krzaków. Odwrócił się i pobiegł do radiowozu.Otworzył drzwi.Przekręcił kluczyk lecz nic...Ponowił próbe lecz nic to nie dało.Nerwowo uderzył rękami o kierownice i wysiadł z auta.Zajrzał pod maskę lecz nie znalazł usterki.Zajrzał do baku i stwierdził,że ktoś spuścił paliwo.Kilkakrotnie kopnął w wóz i pobiegł wzdłuż drogi która przyjechał razem z Richardem.Po kilku chwilach natknął się na szarego mercedesa z otwartymi drzwiami od strony kierowcy.Zajrzał do środka i ujrzał na siedzeniu zakrwawione okulary i skrawek kwiecistej sukienki którą miała na sobie starsza pani.Przestraszył się i odskoczył do tyłu potykając sie o kamien lądując na plecach.Poczul coś mokrego...myślał,że to błoto bo przeciez padał deszcz.Lecz intuicyjnie spojrzał na swoje dlonie które były całe we krwi.
-Co tu się dzieje!Boże!-Wykrzyczał mężczyzna podnosząc się z ziemi i biegnąc wzdłuż drogi.Czuł,że coś go goni lecz gdy się odwracał nikogo nie widział przez co się gorzej bał tego czego nie widzi.Po kilku minutach uciążliwej ucieczki zadyszany padł na ziemie odwracając się na plecy i wyciągając bron.Wymierzył w pustkę. Tak się zdawało.Coś tam było.A raczej ktoś.Mężczyzna wstał i z niepokojem począł się rozglądać wokół siebie.Miał jeszcze w magazynku 3 naboje.W pewnej chwili coś złapałog go za głowe i przewrociło na plecy.To COŚ wydrapało mu oczy i gdzieś znikneło.Chlopak ze zmasakrowaną twarzą wrzeszczał klęcząc na zimnej i wilgotnej ziemi.
-Czym jesteś!Co mi zrobiłeś!-Wrzeszczał jak małe dziecko.Czuł się bezbronnie nic nie widział.Czuł ogromny ból.Krew spływała mu po twarzy na policyjną koszule po spoconej i dygoczącej z bólu szyi. Po jakichś 12 minutach wrzasku chłopak trzymając się jedną ręką na zakrwawionych oczach a drugą h*****ąc w powietrzu ruszył przed siebie.Tułał się długi czas.Kilkakrotnie uderzał o drzewo bądz padał na ziemie.Kilkakrotnie też coś go samo przewracało.-Boże kochany...Zlituj się nade mną!-Prosił w myślach łkający chłopak.
W pewnej chwili chłopak idąc uderzył o jakąs wysoką postac która ciężko oddychała.Chłopak się przeraził szybkim ruchem ręki wymacał długie włosy i kapelusz.Tak to był ten sam osobnik co zabił mlodego Alana i wiele innych istnien.Patrzył się martwym wzrokiem na chłopca aż w końcu się wycofał i zniknął w gęstym lesie.Chłopak padł na kolana h*****ąd dłońmi.
-Zabij mnie!Proszę....Zabij...-Błagał chlopiec dławiąc się własną krwią a raczej bólem który przeszywał go od środka.W tym momencie poczuł dziwny chłód potem pieczenie na całym ciele aż wkońcu przeszywający ból w klatce piersciowej.
Chłopca odnaleziono 26 kilometrów dalej,na drodze.Był nagi.Miał wydrapane oczy.Twarz zalaną krwią.A na klatce piersiowej wydrapane zardzewiałym narzędziem ,,Te mori,, czyli Ty Zginiesz.Chłopiec żył,lecz już nigdy nie był jak wcześniej.Utracił słuch,wzrok i osobowość. Był jak warzywo.Słowa na jego ciele przeczytał kierowca ciężarówki Patrick Colins.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz