z internetu.
Pech, czyli spotkania ze światem ciemności, przechodził ze mnie na wszystkich ludzi, których spotkałam i, co najgorsze, na moich bliskich. Przykładem mogą być moi kuzyni, ale nie tylko. O tym właśnie chciałam teraz napisać.Moja przyjaciółka Kaśka poznała pewnego kolesia. Bez przerwy o nim mówiła, zachwycała się wszystkim w nim, nie mogła wyjść spod jego uroku. Dosyć długo z nim była, całkowicie zaślepiona, nawet zdążyli się pobrać, tak bardzo go kochała. Ale pewnego razu zobaczyła, jak traktuje swoją matkę. Opowiadała mi z płaczem, że jego własna matka zwyczajnie się go bała. Przez jakiś czas Kasia nie potrafiła z nim zerwać, a w tym czasie zauważyła kilka innych niepokojących rzeczy. Kiedy nie mogła już dłużej znieść takiego życia, powiedziała mu otwarcie, że z nim zrywa. Niestety on nie chciał się z tym pogodzić, powiedział, iż są sobie przeznaczeni i nic nigdy ich nie rozdzieli. Ponoć dużo krzyczał i zachowywał się jak wariat. Kaśka tak bardzo się go przestraszyła, że zaproponowałam jej mieszkanie u mnie i Gośki. Szybko się zgodziła.
Jak wiadomo, tacy nienormalni ludzie jak mąż Kaśki, nigdy nie dają za wygraną. Tak też było i tym razem.
Pewnego wieczoru, kilka dni przed rozprawą rozwodową, siedziałyśmy we dwie przed telewizorem, oglądając beznadziejne filmy dla poprawy nastroju. Gośka gdzieś wyszła, więc zostałyśmy same. Jak to koleżeńskie wieczory, humor nam dopisywał. Śmiałyśmy się, wygłupiałyśmy. Niczego nie mogłyśmy się spodziewać.
Około jedenastej w nocy ktoś zapukał do drzwi. Rozradowana, z szerokim uśmiechem na twarzy poszłam otworzyć. W drzwiach stał Roman – mąż Kaśki. Uśmiech na moich ustach zmarł momentalnie.
- O czymś zapomniałeś? – powiedziałam najchłodniej jak umiałam.
Zaczął szukać wzrokiem ponad moim ramieniem.
- Jest Kaśka? – zapytał. W końcu spojrzał mi w oczy. Wzdrygnęłam się. – Muszę z nią porozmawiać.
- Przykro mi, ona nie chce z tobą już rozmawiać – odparłam sucho. – Odejdź stąd, Roman. Nie jesteś tu mile widziany.
Spróbowałam zamknąć drzwi, ale on przytrzymał je.
- Naprawdę muszę z nią porozmawiać – upierał się, ale tym razem głosem pełnym ostrzeżenia.
Nabrałam ostrożnie powietrza. Wiedziałam, że jest on nieobliczalny, nie chciałam, by zrobił krzywdę Kaśce. Musiałam coś wymyśleć.
- Dobrze, słuchaj – zaczęłam z namysłem. – Teraz Kasia jest zajęta, ale powiedzmy, że jutro będzie na ciebie czekać w waszej kawiarni, dobrze? W południe.....
- Nie! – warknął i jednym mocnym szarpnięciem otworzył szerzej drzwi. – Chcę z nią porozmawiać teraz.
Przestąpił próg, ale zagrodziłam mu drogę.
- Wynoś się z mojego domu, albo zadzwonię po policję – powiedziałam ostro.
Spojrzał na mnie z góry i zaśmiał się okropnie, aż dostałam gęsiej skórki. Ruszył na przód, spychając mnie na bok. W jego lewej ręce zobaczyłam szeroki nóż, coś jak mały toporek. Przełknęłam z trudem ślinę, bo wiedziałam, co miał zamiar z nim zrobić.
Roman przeszedł do dużego pokoju, gdzie była Kaśka. Na mnie już nie zwracał uwagi, dlatego mogłam wziąć telefon i zadzwonić. Przez chwilę zastanawiałam się nad policją, ale w mojej głowie pojawiła się ostrzegawcza myśl. „To coś więcej” – pomyślałam, choć od razu wydało mi się to absurdalne. Jednak niewiele już myśląc, wykręciłam numer do Darka.
- Słucham? – usłyszałam jego całkiem przytomny głos, mimo, że było dosyć późno.
- Darek? – szepnęłam cicho. – Przyjedź do mnie szybko. Mam pewien problem z....
Nie dokończyłam, bo Roman uderzył mnie od tyłu. Upadłam na podłogę i złapałam się za bolące ramię, gdyż tam właśnie mnie uderzył. Ten rzucił mi wrogie spojrzenie, po czym schylił się, by zerwać kabel od telefonu. Z satysfakcją machnął kablem w kąt, prostując się, po czym poszedł zamknąć drzwi na klucz.
- Wstań! – warknął do mnie wracając i złapał za łokieć. – Idź tam!
Popchnął mnie w stronę pokoju gościnnego. Na kanapie siedziała przerażona Kaśka, pochlipując cicho. Usiadłam obok niej.
- Przepraszam, Marit... – jęknęła słabo, ale Roman jej przerwał.
- Milcz! – Westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko nas na fotelu. – Ech, Kaśka.... Co ja mam z tobą zrobić?
- Nic! – krzyknęła histerycznie. – To koniec, słyszysz? Nic już nas nie łączy!
Rozpłakała się jeszcze bardziej, z bólu i strachu.
- Kasiu, kochanie, po co te nerwy? – powiedział z zatroskaniem w oczach. Typowe zachowania psychopaty. Swobodnie podrapał się toporkiem po brodzie. – Jesteśmy sobie przeznaczeni, wiesz o tym. Dlaczego nie chcesz tego przyznać?
- Bo to nie jest prawda!....
- Ciii! – przerwał jej ponownie, klękając przy niej. Dłonią dotknął jej kolana. – Widzisz, co robię dla ciebie? Jesteś dla mnie wszystkim, nie pozwolę ci odejść – mówił głosem słodkim i wabiącym, od którego robiło mi się niedobrze. – Kocham cię, słyszysz? Wiem, że ty mnie też kochasz....
Kaśka niewiele myśląc uderzyła go w twarz.
- Odejdź ode mnie! – wrzeszczała histerycznie. – Brzydzę się tobą, nie chcę cię znać! Żałuję, że cię kiedykolwiek poznałam!
Roman spojrzał na nią chłodno. Cofnął się na fotel i usiadł, nie odrywając od niej wzroku. Długo nic nie mówił.
- Jeszcze pożałujesz tych słów – powiedział cicho. Przeniósł wzrok na mnie, co ani troszkę mi się nie podobało. – Udowodnię ci, że mnie kochasz. Marit, wstań.
Ani drgnęłam. Obrzuciłam go chłodnym, gardzącym spojrzeniem. Ten bez jakiegokolwiek ostrzeżenia z całej siły wbił toporek w oparcie kanapy obok mnie. Podskoczyłam przestraszona, a Kaśka wybuchnęła jeszcze większym szlochem.
- Proszę, nie mieszaj jej w to! – wyrzuciła z siebie słabo, patrząc na niego błagalnie.
- Kotku, ty ją w to wciągnęłaś – odparł spokojnie. Znów spojrzał na mnie i wyciągnął wolno toporek z oparcia. – A teraz wstań.
Powoli, najwolniej jak potrafiłam, podniosłam się z kanapy. Stanęłam w bezpiecznej odległości od niego. Przyjrzał mi się uważnie, lustrując od góry do dołu. Uśmiechnął się obleśnie.
- Ładna z ciebie cizia – powiedział po chwili. Usadowił się wygodniej w fotelu. – Teraz zdejmij sweter.....
Przestraszona spojrzałam najpierw na niego, a potem na Kaśkę. Ona nawet na mnie nie patrzyła, ze spuszczoną głową płakała cicho.
Wzięłam głęboki oddech i drżącymi rękami zdjęłam sweter. Rzuciłam go na podłogę, po czym spojrzałam na niego śmiałym wzrokiem, by dodać sobie odwagi. Na całe szczęście miałam na sobie jeszcze koszulkę.
- A teraz zdejmij spodnie....
Z tym było gorzej. Zawahałam się chwilę, modląc się o jakiś ratunek. Ale nikt nie mógł nam pomóc, więc trzeba było wymyśleć coś samemu.
Wolno sięgnęłam do rozporka dżinsów. Ociągając się rozpięłam go i wsunęłam kciuki za pasek, by zdjąć spodnie. Roman od czasu do czasu rzucał Kasi spojrzenie.
- Jesteś zazdrosna, kochanie? – zaśmiał się okropnie, a ja zatrzymałam się. – To jeszcze nie koniec, będziesz mnie błagać, bym do ciebie wrócił. Ściągaj te spodnie.
Spojrzał na mnie wrogo i podniósł toporek w stronę Kaśki. Jęknęłam cicho. Nie miałam wyboru, wolno zsunęłam dżinsy z siebie. Stanęłam w samej bieliźnie, nie licząc koszulki.
- Świetnie – szepnął sam do siebie, obrzydliwie się śliniąc. – Podejdź tu.
Serce zaczęło mi mocniej bić. Wiedziałam, co chciał zrobić. Ale nie miałam wyboru. Stanęłam zdezorientowana, nie ruszając się z miejsca.
- No już! – ponaglił mnie Roman.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Szalony, muszę przyznać, choć wtedy okazał się jedynym sposobem ratunku. Ostrożnie podeszłam do niego, a gdy już była wystarczająco blisko, z całej siły uderzyłam go kolanem w twarz. Ten dzięki sile odrzutu, uderzył się jeszcze tyłem głowy o oparcie fotela i stracił przytomność. Złapałam zszokowaną Kaśkę za rękę i rzuciłam się do ucieczki.
Pobiegłyśmy w stronę drzwi, ale były zamknięte. Puściłyśmy się biegiem po schodach na górę, a potem na strych, gdzie było mnóstwo gratów i małych pomieszczeń wzdłuż jednego wąskiego korytarza. Wskoczyłyśmy za drzwi jednego z małych pokoików i ukryłyśmy się za stertą kartonów. Wcześniej zawsze mnie denerwowały, wtedy cieszyłam się, że ich nie wyrzuciłam.
Zaraz po nas na strych wypadł Roman. Szybko odzyskał przytomność i rzucił się za nami w pogoń. Zatrzymał się w drzwiach.
- Wiem, że tu jesteście! – krzyknął w pustą przestrzeń. – Albo wyjdziecie z własnej woli i nic wam się nie stanie, albo ja was wyciągnę. Ale wtedy już będzie gorzej....
Usłyszałyśmy odgłos głośnych kroków wzdłuż korytarzyka. Idąc szurał toporkiem po ścianach.
- Kasiu, kochanie, jeśli wyjdziesz, może nawet daruję tej suce, że mnie uderzyła....
Zatrzymał się na końcu korytarza i długi nic nie było słychać. Pewnie uważnie obserwował drzwi każdego z pomieszczeń.
- „I nie opuszczę cię aż do śmierci”! – wrzasnął wściekle. – Pamiętasz? Przysięgałaś mi!
Nagle z dołu dobiegł głośny huk. Roman ruszył do drzwi.
- Zaraz wrócę, pójdę sprawdzić, co się dzieje – powiedział na wychodnym. – Nie ruszajcie się stąd..... – I wyszedł.
Odetchnęłyśmy z ulgą. Kaśką szeptem zaczęła się użalać.
- Co ja w nim widziałam? Jak ja mogłam zakochać się w czymś takim? Że też tego wcześniej nie widziałam...... Czy ja muszę zawsze źle wybierać?
- To nie twoja wina – spróbowałam ją pocieszyć, jednocześnie wsłuchując się w głosy w domu. – Wszystko będzie dobrze, nie bój się....
Z dołu doszedł dźwięk uderzenia. Chwilę potem nic nie było słychać, aż nagle w korytarzyku na strychu znów rozległy się kroki. Przerażona zasłoniłam Kasi usta dłonią. Siedziałyśmy wyprężając swoje nerwy do granic możliwości. Kroki zbliżały się wolno do pomieszczenia, w którym byłyśmy. Z każdym krokiem oczy Kasi otwierały się coraz szerzej. W pewnym momencie kroki ustały. Pod naszymi drzwiami. Wstałam ostrożnie i podniosłam pięści do góry, gotowa uderzyć każdego, kto próbowałby wejść do środka. Po chwili drzwi wolno zaczęły się otwierać.
Gdy były już wystarczająco szeroko otworzone, wymierzyłam pięścią cios. Wokół nadgarstka poczuł silny uścisk męskiej dłoni. Spojrzałam na swoją niedoszłą ofiarę i otworzyłam szeroko oczy.
- Darek! – krzyknęłam szczęśliwa jak mało kiedy, patrząc na jego szeroko uśmiechniętą twarz. Ze strachu, nie wiedząc co robię, zarzuciłam mu ręce na szyję. – Jak ja się cieszę, że to ty.....
Po chwili odskoczyłam od niego opamiętując się. Wyglądał na zmieszanego, szczególnie gdy zobaczył mnie niemal w bieliźnie. Udając, że nic się nie stało, przedstawiłam mu Kaśkę.
- To moja przyjaciółka – powiedziałam. – Właśnie gonił nas jej chłopak.... Właśnie, gdzie on jest?
- Leży na dole nieprzytomny. I związany – odparł Darek ze spokojem. Starał się patrzeć tylko na Kaśkę, bo przynajmniej była ubrana.
Zeszliśmy na dół. Tam faktycznie zastaliśmy Romana nieprzytomnego na podłodze. Spojrzałam najpierw na niego, potem na Kaśkę, aż wreszcie na Darka.
- Więc co? Dzwonimy na policję? – spytałam nie całkiem poważnie.
Darek zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku obok drzwi, po czym stanął nad Romanem.
- Już to zrobiłem – oznajmił spokojnie. Z szyi zdjął jakiś wisiorek, po czym spojrzał na mnie przelotnie. Chyba zapomniał, że jestem wpół rozebrana. – Ale najpierw trzeba coś załatwić.....
- Czyli to nie jest zwykły psychopata? – zapytałam, idąc po swoje ubrania. Szybko narzuciłam sweter, wciągnęłam spodnie i wróciłam do nich. – Tak coś czułam właśnie.....
Darek spojrzał na mnie z ulgą.
- Jest opętany przez demona. Jednego z takich złośliwych, co rzucają się na rozum człowiekowi zakochanemu i kierują nim tak, by zabił obiekt swojego uwielbienia.....
Spojrzał na Romana i pochylił się. Wyciągnął dłoń z wisiorkiem, by położyć go na klatce piersiowej nieprzytomnego mężczyzny. Ten od razu otworzył oczy. Tym razem dziwnie czerwone oczy. Roman wił się i jęczał, a Darek zaczął szeptać coś, czego i tak nie rozumiałam.
Wtedy spojrzałam na wisiorek i zdrętwiałam. To był dosłownie taki sam talizman, jaki nosiłam ja. Zrobiony z metalu okrąg z małymi wyżłobionymi znaczkami, których nie rozumiałam i krzywym kluczem w środku.
- Hej, skąd ty go masz? – zapytałam podchodząc bliżej.
- Co mam? – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Talizman.....
Przyjrzał mi się uważnie, jakby podejrzewając mnie o coś.
- Dostałem go – odparł zwyczajnie.
Zawahałam się chwilkę, po czym sięgnęłam do sznurka na mojej szyi. Spod swetra wyciągnęłam swój talizman i pokazałam go mu. Darek otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Ty też jesteś strażniczką? – zapytał po chwili szeptem.
Marit
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz